Homilia Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego – 4 kwietnia 2021 - Dom Księży Emerytów w Płocku

[czytania Zmartwychwstanie Pańskie – Msza w dzień, ROK B]

Czcigodni Bracia w Chrystusowym Kapłaństwie,

w swoim miłosierdziu dał nam Pan Bóg tę łaskę, że mogliśmy kolejny już raz w naszym wędrowaniu przez ziemię usłyszeć tego poranka zwiastowanie radosnego „ Alleluja”. Ten starodawny, głęboko zakorzeniony w tradycji biblijnej modlitwy okrzyk, wzywał dzieci Pierwszego Przymierza do oddania chwały Panu. Nam, dziedzicom wypełnionej obietnicy, przynosi najważniejszą wieść w dziejach świata: chwała Pana objawiła się w całej pełni w chwili Jego zwycięstwa nad śmiercią. „ Śmierć starły się z życiem, i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz Życia, króluje dziś żywy”. Śmierć nie ma więc już dłużej władzy nad nami. Największy lęk, jaki człowiek nosi w sercu – lęk przed końcem życia, przed rozpłynięciem się w pustce i w nicości, został pokonany. Grób, do którego po ukrzyżowaniu złożono Ciało Jezusa z Nazaretu, jest pusty! Stąd rodzi się nasza pewność w wierze, że my również zmartwychwstaniemy, że nasze ciała, które kiedyś, zgodnie z prawem natury, zostaną złożone w grobie, również powrócą do życia, i w ciele swym będziemy oglądać Pana.

Tak, drodzy Bracia! Nie kryjmy dziś wzruszenia wobec tajemnic tego poranka. Nie wstydźmy się głośno, a nie po kryjomu, wypowiadanego „ alleluja” – chwała Panu – życie zwyciężyło bój ze śmiercią, miłość okazała się silniejsza niż nienawiść, Prawda zwyciężyła zasadzkę przygotowaną przez ojca kłamstwa. Tak bardzo przecież tego nam potrzeba…

Bardzo nam dziś potrzeba wszystkiego, co poranek wielkanocny ze sobą niesie… Bardziej dziś może niż kiedykolwiek wcześniej potrzebujemy tej mocno ugruntowanej wiary w to, że śmierć nie ma ostatniego słowa. Bardziej niż kiedykolwiek potrzeba nam światła nadziei zwyciężającego ciemności i miłości silniejszej od ograniczeń ciała…

Drodzy Bracia! Kaplica naszego domu św. Józefa jest bardzo szczególnym miejscem. Tu wyśpiewywane „ alleluja” ma szczególny smak… Śpiewają je serca doświadczone życiem, dłonie, które musiały mierzyć się z trudami pracy w bardzo trudnych zewnętrznych warunkach komunistycznego reżimu. Wasze – nasze kapłańskie serca dobrze znają, co to znaczy drżeć w niepewności, czy przypadkiem za srebrniki dziwacznych przywilejów ktoś nie wydał na ukrzyżowanie najświętszych wartości; dobrze wiedzą nasze serca, jak to jest, kiedy Wielka Sobota wydłuża się na lata… My, kapłani Kościoła, który na tzw. Wolnym Zachodzie był nazywany Kościołem Milczenia, dobrze wiemy, co to znaczy trwać, podtrzymując światło wiary aż do zmartwychwstania… Nasz Prymas za chwilę błogosławiony kard. Stefan Wyszyńskipewną ręką prowadził nas wszystkich przez tamte ciemności, właśnie dlatego, że był autentycznym człowiekiem zmartwychwstania… Nie ukrywał się za „ symbolicznym wymiarem” swojej posługi, ale stawił czoło siłom śmierci, w imię Wodza Życia i nie potrzebował do tego medialnych inspiracji i zaproszeń do działania przychodzących z daleka…Przeprowadził niczym Mojżesz naród polski przez Morze Czerwone komunizmu.

Może dlatego, że doświadczyliśmy tego wszystkiego - Drodzy Bracia - mimo tego, że nie jesteśmy już „ proboszczami i dziekanami”, że przekazaliśmy pałeczkę kolejnemu pokoleniu w sztafecie powołanych, jesteśmy wciąż bardzo potrzebni. Proboszczowanie może tak, ale nasze kapłaństwo nie przeszło przecież na emeryturę. Jesteśmy potrzebni właśnie jako świadkowie Zmartwychwstałego i jako ludzie świadomi z martwych wstawania! Jesteśmy potrzebni, jako ci, którzy uczą, jak się patrzy w górę, gdzie przebywa Chrystus, kiedy tak wiele głów opada i pogrąża się w smutku, licząc apostazje i procenty wypisującej się z katechezy młodzieży… Jesteśmy potrzebni, jako świadkowie sprawy Jezusa z Nazaretu, który przeszedł dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich… Wasze- nasze doświadczenie jest wręcz bezcenne, aby ludzie wokół nas, zanurzeni w zamaskowanym i „ obostrzonym” reżimie, uwierzyli, że nie takie rzeczy można przetrwać, jeśli się ma wiarę i miłość Boga w sercu…

Drodzy, wybaczcie mi może zbyt emocjonalne słowa… Trudno jest jednak przejść obojętnie wobec tego, co się wokół nas i z nami dzieje, zwłaszcza jeśli chciałoby się spojrzeć na to wszystko prawdziwie ojcowskim sercem. Tak wiele serc w ten poranek wielkanocny bije dziś przecież w lęku…. Tak wiele autentycznie cierpi i naprawdę straciło nadzieję… Kto ma im pomóc, jeśli nie my – weterani zmagań właśnie o zwycięstwo nadziei, o zwycięstwo miłości, o zwycięstwo wiary…

Wzorem są nam nasi błogosławieni Biskupi Męczennicy Płoccy i Prymas Tysiąclecia, a przede wszystkim Patron tego domu, patron szczególny tego roku – św. Józef. On wprawdzie nie widział Zmartwychwstałego Syna Maryi oczyma ciała, ale całe swoje życie poświęcił „ sprawie Jezusa z Nazaretu”. Ojcowskim sercem umiłował, ojcowskimi dłońmi się troszczył, ojcowską modlitwą oddawał Opatrzności wszystko, co przynosiła codzienność. I tak, nie wiedząc o tym, pozostając w cieniu Jedynego Ojca, stał się również świadkiem życia zwyciężającego śmierć…

Spróbujmy i my – ojcowskim sercem, troską naszych kapłańskich dłoni, ciągle przecież gotowych do ocienienia chleba i wina, aby stały się Ciałem i Krwią, ciągle zdolnych do jednania serc skruszonych z Bogiem Miłosiernym, ojcowską – braterską modlitwą i życiem naśladować tych, którzy przed nami byli świadkami Zmartwychwstałego.

Bo przecież ta wieść jest dziś najważniejsza – i to ona naprawdę zmienia świat: Pan Zmartwychwstał! Prawdziwie Zmartwychwstał! I my z martwych wstaniemy…

Wiemy, żeś zmartwychwstał, że ten cud prawdziwy… O Królu, Zwycięzco, bądź nam miłościwy!

Amen.