Kto sieje wiatr, czyli newsy zza Odry

Co za ulga – choć na polach sezon ogórkowy, w mediach bynajmniej nie. Podczas prasówki (dla mnie wciąż gazety górą) trafiłam w jednym z ogólnopolskich tygodników na artykuł Sławomira Sieradzkiego. A w nim – na arcyciekawą tezę, że nasze polskie myślenie kształtują niemieckie władze. Tak więc jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o Niemcy.

Fot._do_bloga_40.jpeg

Co za ulga – choć na polach sezon ogórkowy, w mediach bynajmniej nie. Podczas prasówki (dla mnie wciąż gazety górą) trafiłam w jednym z ogólnopolskich tygodników na artykuł Sławomira Sieradzkiego.  A w nim – na arcyciekawą tezę, że nasze polskie myślenie kształtują niemieckie władze. Tak więc jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o Niemcy.

Autor w swoim artykule analizuje trwający od początku lat 90. proces przejmowania polskich mediów przez niemieckie koncerny medialne: Ringier Axel Springer, Polska Press Grupa, Motor Press Polska, BurdaInternational.pl, Bauer Media Group.

Czy kobieta przeglądająca „Chwilę dla Ciebie” zdaje sobie sprawę, że na teksty w nim zawarte ma wpływ nasz zachodni sąsiad? Czy mężczyzna przeglądający „Men`s Health” wie o jego niemieckich korzeniach? Czy przeciętny czytelnik „Gazety Codziennej Nowiny” jest świadom formowania lokalnego myślenia przez zupełnie nielokalny koncern? Czy sympatyk „Newsweek Polska” ma świadomość, że o kontekście artykułów decyduje ktoś z zagranicy?

„Dobrym przykładem jest tu działalność portali internetowych, np. Onet.pl, które niemal codziennie serwują polskim odbiorcom treści przygotowane przez polskojęzyczną redakcję niemieckiej państwowej stacji radiowo-telewizyjnej Deutsche Welle. Polski czytelnik otrzymuje profesjonalną medialną papkę [podkreślenie - EG] stworzoną przez resort spraw zagranicznych w Berlinie, który ma inną od polskiej wizję relacji transatlantyckich czy stosunku do Ukrainy i Rosji” – stwierdza Sławomir Sieradzki.

 Idąc tym tropem wchodzę na wymieniony portal i proszę, od razy dwa „kwiatki”. Pierwszy, to materiał o kobiecie, która chciała zostać zakonnicą, ale pewien ksiądz poradził jej, żeby założyła włosiennicę. O wieloletniej traumie spowodowanej rzekomo przez tego duchownego już mi się czytać po prostu nie chce, wniosków się domyślam.

Ale po całości twórcy newsów tego dnia poszli dopiero w tekście o tym, że przez ponad sto lat rządy Kanady wespół z Kościołem zabierały dzieci rdzennych mieszkańców z ich domów i umieszczały je w szkołach z internatem stworzonych na wzór wiktoriańskich przytułków, gdzie „często padały ofiarą przemocy, a nawet ginęły”.

Dzięki Sieradzkiemu wiem, z jakiego skarbca czerpią autorzy tych tekstów: „To niemieckim mediom Polacy <zawdzięczają> kurs na laicyzację. Walka z Kościołem, z polskimi tradycjami jest istotną częścią tego XXI-wiecznego kulturkampfu” – stwierdza cytowany dziennikarz.

Wiadomo – kto żyje wedle zasady „hulaj dusza piekła nie ma”, jest łatwo sterowalny. 

Media zza Odry, jak czytam dalej u Sieradzkiego, skutecznie przemilczały temat budowy Centrum przeciw Wypędzeniom oraz procesów za głoszenie tez o „polskich obozach”. Chętnie dzieliły się informacjami o nagrodach dla serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Obecnie promują niemiecki punkt widzenia w sprawie sytuacji w Grecji czy cieszą się z dzisiejszego stanu podziału politycznego w Polsce etc., etc. 

Wodę na mój blogowy młyn czerpię także z aktualnej wypowiedzi Jarosława Sellina, byłego członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji: „Chodzi o to, żeby tak istotna część władzy, jaką jest własność mediów, znajdowała się w polskich rękach, a nie w posiadaniu zagranicznych koncernów. Media w każdym państwie stanowią bardzo ważną sferę oddziaływania, wiążącą się nie tylko z pomnażaniem kapitału, lecz także z kształtowaniem świadomości społecznej i udziałem obywateli w życiu publicznym poprzez debatę publiczną”.

Na co dzień widać, jak przez ponad 20 lat ewoluuje niby wolna myśl polska. Zachodni sąsiedzi wiedzą co robią, urabiając naszą mentalność, w myśl afrykańskiego przysłowia, że człowiek cierpliwy nawet kamień ugotuje. Ale skoro o tym wiemy, możemy się temu przeciwstawić. W końcu to od nas zależy, czy przyjmiemy bezkrytycznie każdą medialną informację czy też postaramy się dostrzec prawdziwe intencje autora zza Odry i Menu.