Nowa reformacja, oświecenie i społeczeństwo bez Boga

Historia nauczyła nas, że kryzys w Kościele, spowodowany grzechami wiernych i kapłanów, skrzętnie jest wykorzystywany do podważania samej misji Kościoła, przypominania najstarszych zarzutów przeciwko istocie chrześcijaństwa. Staje się też okazją do odradzania różnych herezji. Zresztą każdy kryzys w Kościele inspiruje naszych przeciwników do snucia marzeń o alternatywnym biegu historii, o budowaniu cywilizacji bez Boga i społeczeństwa bez Kościoła.

Historia nauczyła nas, że kryzys w Kościele, spowodowany grzechami wiernych i kapłanów, skrzętnie jest wykorzystywany do podważania samej misji Kościoła, przypominania najstarszych zarzutów przeciwko istocie chrześcijaństwa. Staje się też okazją do odradzania różnych herezji. Zresztą każdy kryzys w Kościele inspiruje naszych przeciwników do snucia marzeń o alternatywnym biegu historii, o budowaniu cywilizacji bez Boga i społeczeństwa bez Kościoła. 
Patrząc z tego punktu widzenia, ludzie Kościoła w Polsce powinni dokładniej śledzić zarówno objawy pełzającej sekularyzacji, jak i nasze polskie zaniedbania, które sami sobie fundujemy poprzez zaniechane reformy i lenistwo duchowo-intelektualne. W tej pierwszej przestrzeni nieprzypadkowo mówi się o nowej reformacji. Paweł Milcarek i Tomasz Rowiński ogłaszają wprost „Alarm dla Kościoła. Nowa reformacja”. We wstępie tak zatytułowanej książki piszą: ”Chcemy wywołać alarm, chcemy poruszyć katolickie serca, pokazać, że sprawy mają się naprawdę źle i świadomość tego jest pierwszym krokiem do zmiany”.
 Boje się tylko, że w zamieszaniu kryzysowym każdy będzie szukał innych lekarstw. P. Milcarek mówi, że „kryzys powoduje, że wszyscy są po trochu chorzy. Uczestnicząc w wewnątrzkościelnym sporze i krytykując innych, trzeba przynajmniej w równym stopniu dbać o swoich <chorych>. Leki bowiem wzajemnie się napędzają, zwłaszcza w sytuacji agresywnych polemik. Kształtuje się podobnie zamknięta postawa prowadząca do wzajemnych oskarżeń, a nie do próby wspólnej naprawy sytuacji. Może dojść do sytuacji, gdy ludzie będą przekonani, że aby przetrwać, trzeba budować nie jeden Kościół, ale własny <szałas> - z wybranych przez siebie kawałków autorytetów, fragmentów tradycji” [Tygodnik Powszechny 2019, nr 24, s. 34]. 
 Sam fakt, że te słowa redaktora naczelnego konserwatywnego katolickiego kwartalnika „Christianitas” czytam w Tygodniku Powszechnym budzi mój optymizm i podnosi na duchu. Nie jest to łatwy optymizm, z gatunku tych, który lekceważyłby niebezpieczeństwo płynące z niektórych szalonych pomysłowo reformatorskich sięgających choćby grzesznych struktur, samego DNA Kościoła, o którym niedawno opowiadał jeden z biskupów niemieckich na łamach Tygodnika Powszechnego. Nie chciałbym, żebyśmy w Polsce doszli do takiego stanu, gdzie zwietrzałe chrześcijaństwo gotowe jest zażywać lekarstwo, które tak samo niszczy chorobę, jak i organizm.
 W Polsce jest jeszcze czas, aby dostrzec dobre intencje reformatorów kościelnych; tych z „Christianitas” i „Tygodnika Powszechnego”, ale także tych z „Radia Maryja” i „Więzi”, tych od pentekostalizacji i Wielkiej Pokuty Polaków; tych, którzy ekologię i cierpienie zwierząt uważają za problem tak samo ważny jak aborcję i edukację seksualną. Wszystko to – moim zdaniem – nie tyle wymaga nowej reformacji, co konsekwentnej interpretacji Soboru Watykańskiego II w duchu Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła II, Benedykta XVI i – owszem – papieża Franciszka. 
 Dokończenie reform soborowych w duchu ciągłości, a nie zerwania z tradycją, nie doprowadzi do katastrofy. Ważne jest, aby chrześcijaństwa nie traktować wybiórczo i i dostrzegać rzeczywiste wyzwania. Na nie zwracają nam uwagę nasi bracia ateiści. Oni nie dzielą włosa na czworo, nie zależy im na naszych reformach. Oni wiedzą, że „nie tylko moralność nie zależy od wiary, ale im bardziej religijny naród, tym niższa jakość życia (…) Wraz z odchodzeniem od wiary ludzie skupią się na życiu doczesnym i lepiej zorganizują własne społeczeństwo (…) Wartości oświeceniowe są bowiem zaprzeczeniem myślenia religijnego. [ J. Bierzyński, Moralność nie zależy od wiary,[ „Rzeczpospolita”, 19-20 czerwca 2019 r. s. A5]. 
 Pan Bierzyński jest współpracownikiem R. Biedronia, którego popiera ok. 10% Polaków. Ilu zaś jest tych, którzy nie przejmując się wartościami oświeceniowymi, tracą słuch religijny czy to z powodu własnego lenistwa czy też zgorszenia naszymi grzechami i podziałami – na dobrą sprawę nikt nie wie. Być może nie musielibyśmy zajmować się powierzchownym przeciwstawianiem oświecenia i religii, gdyby nie pustoszejące seminaria i brak młodzieży w Kościele.