Homilia Złoty Jubileusz kapłaństwa – WSD 17 VI 2022 r.

[czytania: z piątku XI tygodnia zwykłego, rok II]

Czcigodni Bracia w chrystusowym kapłaństwie, Kochani klerycy, [drogie Siostry Zakonne], mili Goście!

Nazajutrz po uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, Pan Bóg daje nam łaskę, że możemy stanąć przy ołtarzu Najświętszej Ofiary – Iubilate Deo!

Oto kolejny raz brzmią nam w sercach Słowa Pana i mamy przed oczyma Chleb Aniołów – Fratres - adoremus!

Oto kolejny raz Bóg sam składa się w nasze ręce i puka do naszych serc – Gaudete!

Tak – Drodzy Bracia - uwielbiajmy Boga i ucieszmy się Jego bliskością, i adorujmy ze czcią Jego obecność skrytą pod postacią białej Hostii. Już 50 lat, dzień po dniu, obdarowuje Was Bóg w tak cudowny sposób. Dziękujemy Mu dziś za to razem z Wami w tej seminaryjnej kaplicy. I dziękujemy Mu za Was, za 50 lat waszej ofiarnej służby ludziom w Imię Boga, w imię Jego Miłości, w imię Jego krzyża…

Razem z Wami słuchamy dziś Słowa Bożego. To Słowo opowiada nam najpierw o tym, jak Opatrzność czuwa nad nami w każdej sytuacji, nawet tej po ludzku przegranej i bez wyjścia. Słuchaliśmy w pierwszym czytaniu o klęsce planów krwawej i bezbożnej królowej Atalii (IX wiek przed Chrystusem). Po ludzku nic nie zapowiadało jej porażki. Dzięki podstępowi i zbrodni zagarnęła dla siebie tron obiecany Dawidowi i jego potomstwu. Dawid już od dawna nie żył. A potomstwem Atalia zajęła się po swojemu – nikt miał nie przeżyć z królewskich synów. A jednak – Bóg Izraela dał obietnicę, której nie odwołał. W jednym, niezauważonym przez siepaczy dziecku, przetrwała nadzieja. I kiedy przyszedł czas – ludzkie intrygi okazały się tym – czym są: marnością. Boże Słowo okazało swoją moc. Wielka, mesjańska obietnica zwyciężyła w ukoronowanym na króla Izraela dziecku.

Ile razy - Drodzy Jubilaci - doświadczyliście podobnego cudu w kapłańskiej codzienności. Kiedy rozpoczynaliście swoją wędrówkę za Jezusem, panował jeszcze bezbożny system rządów w Polsce, który miał trwać „na wieki”. I na waszych oczach, Pan Bóg uderzył w „dziejów dzwon” – i na tronie piotrowym zasiadł kardynał z Krakowa… I przyszło tchnienie Ducha, i odnowione zostało oblicze ziemi – tej ziemi… To, co po ludzku wydawało się niemożliwe – stało się możliwe… Nie tylko w tej „wielkiej” historii – każdy z Was mógłby się z pewnością z nami podzielić osobistym doświadczeniem takich Bożych cudów, ukrytych w codziennej, duszpasterskiej pracy, w Polsce i poza jej granicami…

Dzisiejsza Ewangelia mówiła natomiast o marności bogactw gromadzonych na ziemi. Czy z biegiem lat nie doświadczamy prawdy tych słów…? O ile cenniejsze od wszystkiego, co materialne, jest dobro, które posialiście w ludzkich sercach. Ten wasz skarb zgromadzony tam, gdzie mól i rdza nie niszczą… Jak bardzo też sami doświadczamy tego, że prawdziwą wartość mają rzeczy, których za pieniądze kupić się nie da: serca będące blisko w czasie próby, zdrowie, a przede wszystkim: przyjaźń z Bogiem. Lecz trzeba mieć w sobie owo światło, Boże światło o którym przypomina dziś Jezus swoim uczniom. I wy Drodzy Moi, jesteście świadkami, że można takim światłem, które pozwala odróżnić, to co ważne od tego, co nieistotne, to, co cenne, od tego, co dla wieczności bezwartościowe, żyć.

Oprócz Bożego Słowa przemawia do nas dziś jeszcze niezwykły świadek Bożej miłości – św. Brat Albert Chmielowski. Brat naszego Boga, umiejący w radykalny sposób poświęcić wszystko służbie najuboższym, zmarginalizowanym, niezauważanym przez świat. On potrafił dostrzec to, czego inni widzieć nie chcieli, na co inni patrzeć nie chcieli. Jest rzeczywiście tak, że są rzeczy – są sprawy – są ludzie, których, według logiki świata „lepiej” jest nie widzieć. Lepiej nie widzieć kartonowych kocy bezdomnych czy głęboko nieraz ukrytych potrzeb rodzin wielodzietnych. Lepiej jest nie widzieć wyciągniętej wstydliwie po pomoc ręki ubogiego… Lepiej jest nie widzieć tych, którzy nie pachną drogimi perfumami, i nie mają wpływów w urzędach i władzach, a tylko zabierają czas i chcą brać pieniądze. Włosi mają na takich ludzi termin „invisibili” – „niewidzialni”. Oni są, ale dla wszystkich dokoła jakby ich nie było. Św. Brat Albert uczynił ich – ubogich, bezdomnych, niewidzialnych: widzialnymi. Sam najpierw ich zobaczył. I zobaczył w nich Chrystusa. Nie bez powodu ten, który umiał zobaczyć człowieka pośród największej nędzy, umiał zobaczyć i przekazać Boga jak dawno nikt nie tego nie robił. Mam na myśli obraz Ecce Homo.

Brat naszego Boga prowadzi nas jeszcze raz do ludzi. Znamy dobrze jego słowa o tym, że trzeba być „dobrym jak chleb, z którego każdy może sobie wziąć, ile chce”. Przywołam też inne słowa Brata Alberta, trochę mniej znane, które w czasie sprawowanej Eucharystii mają szczególny smak: „Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest Chlebem i my bądźmy chlebem. Skąpy jest ten, kto nie jest jak On.”

Patrzymy na Jezusa w Eucharystii. Czy może być coś piękniejszego… Skoro On jest Chlebem – nie bądźmy skąpcami: i my bądźmy chlebem.

Kochani Bracia i Siostry!  To słowo ciągle jest dla nas. Boża Opatrzność jeszcze nie zwolniła nas ze służby miłości. Jeszcze jest w naszych dłoniach Eucharystyczny Chleb. Jeszcze są wokół nas serca głodne Boga. Bóg, Kościół i świat jeszcze czekają: na naszą modlitwę, na nasze czyny miłosierdzia, i chrześcijańską pociechę. To dziś nasze zadanie. Mówię to świadomie używając słów „my” i „nasze”, bo chociaż 50-lecie kapłaństwa jeszcze przede mną, jednak staję dziś razem z Wami nie tylko jako Wasz biskup, ale jako Petrus Emeritus, Piotr -senior, i czuję razem z Wami smak i wagę tych słów o konieczności świadectwa dawanego miłości Boga, pięknu kapłaństwa, nie tylko wtedy, kiedy jest się w codziennym wirze wydarzeń, ale również i wówczas - a może zwłaszcza wtedy - kiedy świat i wspólnota pozwoli powtórzyć słowa Symeonowego kantyku z komplety, i Pan pozwoli odejść swoim sługom w pokoju, ale nie na margines życia: wręcz przeciwnie: wprowadzi jeszcze mocniej w tajemnicę Bożego Serca.

A więc – Drodzy Bracia - jubilate et gaudete.. cieszcie się i radujcie, bo dobry jest Pan… I razem adorujmy Jego miłość, tak długo, aż On sam powie nam: sługo dobry i wierny, wejdź do radości swego Pana.

Niech się tak stanie. Amen.