Pięć lat temu odszedł ks. Piotr Błoński

Świadomie napisałem, że odszedł. Nie chcę upiększać tamtego odchodzenia żadną metaforą, przenośnią czy pobożnym przymiotnikiem. Piotr odchodził w pełni czerwca, w 25 roku życia, po sześciu miesiącach posługi kapłańskiej i kilkunastu miesiącach potwornego cierpienia. Przytomnie żegnał się z tym, co naprawdę mogło być piękne w takim okresie życia; z drugiej strony dostrzegał wszystkie szczegóły pozaziemskiej perspektywy. Ks. J. Kwiatkowski, duchowo towarzyszący ks. Piotrowi w czasie choroby, wspomina, że w przeddzień śmierci w szpitalu w Płocku Piotr poczynił jeszcze drobne zmiany w testamencie, pytał, czy nie będzie problemem, żeby być pochowanym w białym ornacie.

Świadomie napisałem, że odszedł. Nie chcę upiększać tamtego odchodzenia żadną metaforą, przenośnią czy pobożnym przymiotnikiem. Piotr odchodził w pełni czerwca, w 25 roku życia, po sześciu miesiącach posługi kapłańskiej i kilkunastu miesiącach potwornego cierpienia. Przytomnie żegnał się z tym, co naprawdę mogło być piękne w takim okresie życia; z drugiej strony dostrzegał wszystkie szczegóły pozaziemskiej perspektywy. Ks. J. Kwiatkowski, duchowo towarzyszący ks. Piotrowi w czasie choroby, wspomina, że w przeddzień śmierci w szpitalu w Płocku Piotr poczynił jeszcze drobne zmiany w testamencie, pytał, czy nie będzie problemem, żeby być pochowanym w białym ornacie.

Kiedy wracam do tamtych przeżyć, rozmów, świadectw, jego duchowa wielkość nie tylko nie blednie, ale potężnieje. To młode kapłańskie serce musiało w ciągu roku zmierzyć się tym, na co niejeden z nas potrzebuje kilkudziesięciu lat. Przeczytajmy testament ks. Piotra, a właściwie pierwsze zdanie i porównajmy z własnymi testamentami. Piotr napisał: ”Pierwszą moją prośbą jest, aby dzień mojej śmierci nie był w żaden sposób dniem rozpaczy i bólu. Bardzo pragnąłem tego dnia i jest on momentem, od którego rozpocznę swoje prawdziwe życie u boku naszego Ojca”.

 Pani A. Dybiec słysząc podobne słowa w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, jakby niedowierzając, dopytuje: <Na pewno jest ksiądz gotowy na śmierć?> Oto odpowiedź Piotra:: „Myślę, że tak. W ostatnich miesiącach uświadomiłem sobie, w jakim jestem stanie, przygotowałem się do tego. Przepracowałem to duchowo z Panem Bogiem, oddałem i oddaję Mu każdy mój dzień, każdą modlitwę, moje przyśpieszone święcenia kapłańskie”.< I naprawdę się ksiądz nie boi?> - „Mam w pamięci obrazek sprzed lat, kiedy usłyszałem o objawieniu się Matki Bożej dzieciom w Fatimie. Mały Franciszek zapragnął, żeby zabrała go ze sobą. I tu tkwi tajemnica. My używamy słowa <umierać>, które kojarzy nam się z końcem. Ludzie dochodzą do wniosku, że jeśli po tej drugiej stronie jednak nic nie ma, to może lepiej na tym świecie zostać dłużej. Ale jeśli w człowieku jest wiara, że czeka tam na niego Bóg, to odbiera śmierć jako przejście do wiecznej radości, gdzie z nadzieją będzie czekał na najbliższych”.

 Mówi to człowiek, który wykorzystał wszystkie możliwe środki medyczne w walce z rakiem, będącym plagą naszego wieku. Piotr nie chciał umierać, walczył o życie, choć w oka mgnieniu zrozumiał, że nie wygra tej walki. To, jak sobie wtedy poradził, jest kolejnym religijnym świadectwem jego wielkości. W sumie ks. Piotr zwraca uwagę nam, duszpasterzom, wszystkim chorym i mającym do czynienia z chorymi na raka, że jest to wielkie zadanie duszpasterskie współczesnego Kościoła. Jezus uzdrawiający chorych dzisiaj skupiłby się na tej grupie ludzi, ich rodzinach, pozostałych członkach rodziny. Nie jestem pewien, czy nasze parafie, grupy charytatywne dekanalne i parafialne, w pełni odpowiadają na to wyzwanie.

 Drugim zdumiewająco aktualnym przesłaniem, które zdążył pozostawić nam nasz Brat, zarówno we wspomnianym wywiadzie, jak i w Homilii prymicyjnej, którą wygłosił do swoich kolegów kursowych w Częstochowie, jest jakość posługi kapłańskiej i jedność między nami. Wobec tego, co dzieje się w naszych szeregach, przejmują mnie słowa młodego Księdza: „Kolejną, ważną myślą jest wielka miłość do współbraci kapłanów. Od nich musimy się uczyć wiary, ich musimy wspierać na drodze do kapłaństwa i z nimi musimy być. Musimy zawsze zachować jedność między sobą. Bez braci kapłanów sami upadniemy. Sami upadniemy…”

 Jestem najgłębiej przekonany, że śmierć Piotra i jego nadzwyczaj dojrzały, choć krótki komentarz do własnej śmierci, jest najlepszym drogowskazem w czasach zamętu jaki zapanował z powodu zarówno grzechów w naszych szeregach, jak i sposobów wychodzenia z zagmatwanych struktur zła. Zamiast prasy, listów, cynizmu w szukaniu pomocy u ateistycznych dziennikarzy, warto przypomnieć, co Piotr odpowiedział na pytanie pani Dybiec: <Gdyby miał ksiądz zostawić przesłanie swoim kolegom z kursu czy starszym kapłanom, co by im ksiądz powiedział?> „<Verba docent, exempla trahunt>, czyli <słowa uczą, przykłady pociągają>”. Ksiądz ma pociągać swoim życiem. Musi mieć wiarę, żeby przekazywać ją ludziom. Nie kazania, nie widowiskowe akcje, ale właśnie głęboka wiara powinna być atrybutem każdego księdza. Kapłan bez wiary jest tylko urzędnikiem, nie pociągnie ludzi za Bogiem, tylko za sobą.”

Wszyscy, którzy pamiętamy świadectwo ks. Piotra, zwłaszcza koledzy kursowi, przyjaciele z Seminarium, proboszczowie parafii, gdzie się urodził i pracował, przyjaciele z oazy i szkoły, nie musimy czekać na cuda. One się już dokonały, ważne, żeby o nich nie zapomnieć.