Stań się, Światło. Na marginesie Iz 9, 1-3. 5-6.

Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują w żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy, jak w dniu porażki Madianitów. Albowiem dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: «Przedziwny doradca, Bóg Mocny, odwieczny ojciec, Książę Pokoju». Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad jego królestwem, które on utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością, odtąd i na wieki. Zazdrosna miłość Pana zastępów tego dokona. (Iz 9, 1-3. 5-6)

„Bóg Ojciec. Stań się” S. Wyspiańskiego w kościele franciszkanów w Krakowie
www.gosc.pl

Było na początku. Było pierwszym słowem Boga. Narodziło się z pierwszego „Niech się stanie”. Światło. Światłem okryty jak płaszczem Bóg, uczynił je swoją szatą tronową (por. Ps 104,2). Tam, gdzie przychodziło, znikały śmiercionośne, lękorodne ciemności. Zawsze dawało nadzieję, przynosiło otuchę. Kohelet wołał o nim: „Jak słodkie jest światło”, i kazał się nim cieszyć ludzkiemu sercu, jak samym cudem życia. (por. Koh 11,7 n.) Wyjście na światło otwierało drzwi do wolności. O świętym Mieście do dziś synowie Izraela śpiewają, że utkane jest ze światła…

I tak, kiedy wypełnił się czas, światło stało się znakiem przychodzącego Boga. Śpiewał o tym prorok. I zapisał to Umiłowany Uczeń Światła Wcielonego. Jakby chcieli dać nadzieję mieszkańcom wszystkich krain ciemności, jakby chcieli ze wszystkich sił podtrzymać ich czekanie.

To wołanie miało rozdzierać zasłonę cienia, który zagarnął i oswoił ludzkie serca. Chociaż ciemność była jak pręt ciemiężcy na ramieniu, ludzie dali się oswoić ciemności. Może dlatego tęsknotą proroków i poetów był powrót do czasu, kiedy „tak” znaczy „tak”, a „nie – nie”, bez światło-cienia…

Nawet Bogu ubranemu w światło, serce kochające ciemności może próbować narzucić dawne, szaro-cieniste barwy. Może dlatego gorzko zapisał poeta:

Z odległych, swobodnych przestrzeni

Zaciągnęli swego Boga i wtrącili

Przemocą w swój własny czas...

I siedzieli, i śpiewali na jego cześć,

Aż On w końcu niemal zniknął

Pogrążony w ich ciemnościach.

(R.M. Rilke, Z odległych, swobodnych przestrzeni…)

Światło nie pozwala się jednak ogarnąć ciemności, jak perła nie traci swego blasku, nawet zanurzona w błocie. Światło nigdy też nie będzie narzędziem w rękach ciemności, podobnie jak prawda nie da się wykorzystać sercom zaślepionym kłamstwem. Cel uświęca środki – ta maksyma nigdy nie prowadzi na drogę światła. Miłośnicy działania w półcieniu będą musieli wybierać, bo nie ma większego kontrastu jak ten między światłem i ciemnością. Gdzie jest jedno, tam musi ustąpić drugie. Czasem można się zatrwożyć pychą serc, które uznały się za źródło światła, kiedy same pogrążone są w ciemności. Jak wielu prowadzą pod pręt ciemiężcy.. Jak smutny jest los tych, którzy dzielą zachwyt nad sobą z aniołem, którego kiedyś wyróżnił Bóg, i uczynił „lucyferem” - „niosącym światło”… Zamiast ucieszyć się służbą, anioł uznał siebie za światłość prawdziwą… I strącony został w wieczną ciemność.. I ciągnie tam ciągle ludzkie serca, oślepiając je chętnie złudzeniem kariery, pustej chwały, poczuciem wpływu na losy świata… Jeśli światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność – ze smutkiem powie Światłość Wcielona…

Światło przyjdzie. Przyniesie je Syn Ojca. Przyjdzie razem z radą, do krainy bezradnych serc. Przyjdzie z mocą, kiedy wszystkie ręce już osłabną i opadną zniechęcone. Przyjdzie jak ojciec, do ziemi ludzi, którzy od ojcostwa uciekają i chcą być sobie co najwyżej braćmi, bo boją się ojcowskiej odpowiedzialności. Przyjdzie jako pokój do serc niespokojnych i nienasyconych.

Przyjąć światło, to uznać swoją ciemność i pozwolić, aby blask pierwszego „stań się” objął serce na nowo. Przyjąć światło, to znaczy porzucić drogi pychy, i jak dziecko uznać, że potrzebuję ojca, że potrzebuję rady, że potrzebuję mocy, której z siebie wykrzesać nigdy nie zdołam, że naprawdę potrzebuję pokoju, który przynosi nie posiadanie i tytułowanie, ale wolność od grzechu i cisza wieczoru, w którym, jak w dniach Edenu, można iść na spacer z Bogiem, kiedy śnieg skrzypi pod nogami, i światło samego Boga zamyka się w kruchym, białym chlebie łamanym przez ludzi - wyzwoleńców z krain ciemności…

Zapalają jasne świece,

Tysiące świec, i błagają,

By ich światła nie zagasły,

Zanim w sercach nie odkryją

Śladów swego Boga...

Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona…