Homilia podczas Eucharystii Inaugurującej Sympozjum Koła Naukowego WSD w Płocku - 14.11.2013

1. Rozpoczynamy zatem – Umiłowani - doroczną, jesienną „ucztę ducha” naszego Seminarium - Sympozjum...Sympozjum, w którym od trzydziestu sześciu już lat zasadniczą rolę odgrywają alumni – zarówno goście, przedstawiciele wspólnot seminaryjnych z całej Polski, jak i nasi płoccy studenci WSD, współorganizatorzy tego wydarzenia.

Jest to zatem „uczta ducha”, przygotowywana przez uczniów Chrystusa dla uczniów Chrystusa.

2. Jest w Mądrości duch rozumny, święty, jedyny, wieloraki, subtelny... Zanim na tej uczcie zaczniemy karmić się słowem prelegentów, karmimy się słowem Bożym... To słowo uświadamia nam dzisiaj, że jesteśmy / mamy być mistrzami ducha, nauczycielami życia mądrego, nauczycielami Bożej mądrości. Pierwsze zdanie dzisiejszego czytania z Księgi Mądrości, którego fragment przed chwilą przytoczyłem, sławi ją aż dwudziestu jeden przymiotami! A dwadzieścia jeden, to trzy razy siedem... – biblijna liczba - symbol pełni. Mamy więc w naszej nauczycielskiej posłudze oprzeć się na Pełni. Tę zapowiadaną przez Świętą Księgę Pełnię najstarsza tradycja chrześcijańska odkryła w Jezusie, nie wahając się nazwać Go: Słowem – odwiecznym Logosem, Mądrością – Sophią..., Pełni - Pleromą... Św. Paweł będzie zachęcał Efezjan,  aby „zakorzenieni i ugruntowani w miłości, zdołali ogar­nąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i [zechcieli] poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, aby zostali napełnieni całą Pełnią Bożą”.

Czym jest dla Pawła owa tajemnicza „Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość”? Jest to, oczywiście, klucz, ukrywający Chrystusa - Chrystusa rozpiętego na krzyżu; Miłość Ukrzyżowaną, która obejmuje wszystko, spełniając tamtą starotestamentalną zapowiedź...

3. Powiedzą wam: Oto tam lub: Oto tu. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.

Dzisiejsza Ewangelia oznajmia, że powtórne przyjście Syna Człowieczego będzie jak błyskawica niezależne od ludzkich planów i prognoz, i jak błyskawica rozświetli, ogarnie cały widnokrąg kosmosu. A nadejdzie On wtedy, gdy pokolenie złych dopełni dzieła odrzucenia... Bezużyteczne i pogańskie jest zatem szukanie tajemniczych znaków, wyznaczanie dat, bieganie od jednego pseudomesjasza, idola do drugiego... Naszym zadaniem jest kształtowanie „wielkiej nadziei” przez zwiastowanie, że Syn Człowieczy przychodzi już wtedy, gdy pozwalamy, żeby wszedł w nasze życie... Gdy pełnimy wolę Ojca... Gdy pośród naszej zwykłej codzienności zachowujemy postawę ewangelicznego celnika czy Samarytanina...  

4. Nie łudźmy się, do tego dawania „świadectwa wielkiej nadziei”, jak nauczał w „Spe salvi” Benedykt XVI, trzeba się przygotować... Przygotować między innymi przez dobrą znajomość odwiecznych mechanizmów iluzji... Mechanizmów starych jak świat... Choćby tego: tam, gdzie człowiek przestaje wierzyć w Boga, tam zawsze zaczyna tworzyć sobie bożki... Znał ten mechanizm już Stary Testament, znał szatan kuszący Jezusa na pustyni, znali ojcowie Kościoła... Pokrewny jest mu drugi: jeśli przestajesz być zależny od Boga, nie podtrzymując z Nim więzi miłości, uzależnisz się od czegokolwiek... Od władzy, od kariery, od pieniądza, od seksu... Od alkoholu, od narkotyku, od zakupów, od internetu, od gier... Uzależniasz się od uzależnionego: męża, ojca, chłopaka... O, jak dobrze to wszystko już znacie – Bracia Klerycy – co potwierdza sympozjalny numer „Sursum Corda”: „galerioholizm”, „Love? No, I prefer music”, uzależnienie od komórki, od smartfonu...

5. Nie wolno jednak, zwłaszcza Wam, młodym, stawać się „prorokami nieszczęścia”... Bo to zbyt łatwe... Nie wolno być „zwiastunami złej nowiny”... Bo od początku oznacza to entropię apostolskiego poweru. Nie wolno  być „diagnostami stanów beznadziejnych”. Bo dla nas nie ma „stanów beznadziejnych”.           Zdradzę Wam w tym miejscu swoje wielkie marzenie - marzenie biskupa. Bardzo bym chciał, żeby ksiądz – mój współpracownik w apostolskim trudzie - był ojcem duchownym, a najlepiej tak po prostu „duchowym bratem - świadkiem wielkiej nadziei”: w konfesjonale, w rozmaitych formach duszpasterstwa, w dziele nowej ewangelizacji... I żeby nie czuł się w swojej pracy nad wszczepianiem „wielkiej nadziei” osamotniony, żeby potrafił współpracować, bo duszpasterski „samotny, szary wilk” szybko się wyczerpuje, wypala.

Chętnie towarzyszyć Wam w tym będą mądrzy rodzice, nauczyciele, psychologowie, psychoterapeuci, społecznicy... Umiejcie ich tylko, jak nasz Ksiądz Rektor, znajdować - sporą grupę tych psychologów, psychoterapeutów i świadków - poznamy przecież na tym sympozjum.

6. Zdaje się, że coraz lepiej rozumieją oni sens naszej duchowej walki, coraz częściej nie chcą już zastępować księży, tworzyć „świeckich konfesjonałów”, ośmieszać... W najnowszym numerze jednego z naszych pism psychologicznych czytam takie oto słowa świeckiego psychiatry z UJ: „Psychiatra czy psychoterape­uta nie może rozstrzygać dylematów duchowych, a teolog nie powinien zajmować się psychoterapią w ścisłym tego słowa znaczeniu. Warto jednak pamiętać, że rozmowa duszpasterza z penitentem nieuchron­nie ma wymiar terapeutyczny, jak każda znacząca relacja. Ważne, żeby duszpasterze zdawali sobie sprawę, że kontakt z penitentem jest czymś bar­dzo odpowiedzialnym i nośnym w konsekwencje. Na dobre i na złe. To nie jest taka sobie rozmowa z kolegą, tylko coś, co głęboko zapada w świado­mość rozmówcy. Więc ta odpowiedzialność jest poważna”.

Tak, jest poważna. I dziękujemy za wezwanie do odpowiedzialności. To o odpowiedzialność tak naprawdę chodzi w tegorocznym sympozjum.

Amen.