[czytania z 13 niedzieli zwykłej, rok C]
Czcigodny Księże Kanoniku Andrzeju, Proboszczu Wspólnoty pod wezwaniem Świętego Józefa Rzemieślnika w Płocku, wraz z Twoimi Współpracownikami – Duchownymi i Świeckimi - w trudzie duszpasterskim,
Czcigodni Bracia Kapłani z obu Dekanatów Płockich,
Szanowni Przedstawiciele Parlamentu RP; Władz Państwowych, Miejskich, Samorządowych i Oświatowych, Szanowni Przedstawiciele NSSZ „Solidarność”; Szanowni reprezentanci Służb Mundurowych; Drodzy członkowie pocztów sztandarowych; Kochani Siostry i Bracia, [obecni w tej świątyni i łączący się z nami dzięki Katolickiemu Radiu Diecezji Płockiej]
„Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”. „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”. „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.
Dzisiejsze słowo Boże jest wezwaniem do prawdziwej wewnętrznej wolności i do radykalizmu w pójściu za Jezusem i prawdziwymi wartościami, zapisanymi w Ewangelii. W judaizmie, narodzie i religii, w które wszedł Jezus Chrystus, czymś niemal świętym były więzy krwi. Członkowie narodu wybranego wyprowadzali je od patriarchy Abrahama i uważali się za jego dzieci. Na tym właśnie budowali swoją tożsamość i wyjątkowość. Jakby na przekór tego, w Ewangeliach słyszy się ostrzeżenie: „Nie mówcie: Abrahama mamy za ojca, bo z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowe”. Dlatego kiedy Jezus proponuje jednemu ze swych słuchaczy, by poszedł za Nim a ten prosi, żeby mógł najpierw pochować swego ojca – słyszy z ust Mistrza: „zostaw umarłym grzebanie umarłych”. Nauczyciel z Nazaretu nie występuje oczywiście przeciwko godnemu pochówkowi! Podkreśla tylko, że od wszelkich obrzędów, rytuałów ważniejsze jest pójście za żywym Bogiem. Zastępuje więzy biologiczne, które spajały Izraela, więzami duchowymi, więzami dzieci Bożych. Tak przecież brzmi najprostsze określenie Kościoła - „rodzina dzieci Bożych”. Jeśli ongiś naród wybrany - przez spajające go więzy krwi był nośnikiem prawdy Bożej, tak teraz nośnikiem tej prawdy staje się wspólnota uczniów Jezusa; ludzie, którzy pełnią wolę Ojca; ludzie, którzy poszli drogą Jego Błogosławieństw.
Właśnie dlatego, myślę, ludzie płockiej „Solidarności” wypisali złotymi zgłoskami na obelisku, który po tej Mszy świętej poświęcimy i odsłonimy słowa: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
W hołdzie mieszkańcom Płocka, Radomia i Ursusa, którzy 25 czerwca 1976 roku wystąpili w obronie godności ludzi pracy oraz uczestnikom protestów społecznych walczącym w latach 1945 - 1989 za wiarę, wolność i chleb”.
Nasza myśl biegnie więc dzisiaj najpierw do Uczestników Czerwca 1976 roku. Do tych wszystkich, którzy wykrzyczeli wtedy w Radomiu, Płocku i Ursusie trzy najboleśniejsze polskie słowa: „My chcemy chleba!”. Do karanych więzieniem i grzywnami. Do bitych na „ścieżkach zdrowia”. Do wyrzucanych z „wilczym biletem” z pracy. Do wyzywanych od „warchołów”, a później przez wiele lat pozostawionych sobie samym w poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości.
„Miałem 23 lata, żonę i dziecko - wspomina jeden z radomiaków. Tak, demolowałem budynek partii, wykrzykiwałem niecenzuralne słowa. Gdy potem dowiedziałem się, że szuka mnie milicja, sam się zgłosiłem do prokuratury. Poszedłem z żoną jak na spacer. Odesłali mnie do komendy wojewódzkiej. Tam, ledwo drzwi się otworzyły, znalazłem się w innym świecie. Ryki milicjantów i od progu bicie. Ludzie krzyczeli z bólu, kobiety w poszarpanych ubraniach, niektóre bez bluzek, nawet bez staników. Wszyscy skatowani, a te wściekłe psy, jakby im ktoś czegoś zadał, latają i tłuką. I tak przez kilka dni. Jestem silny i wytrzymały, ale w pewnym momencie pomyślałem, że już nie dam rady. Miałem zejść do celi na parterze. Żeby tam trafić, musiałem przejść przed szpalerem tych psów oszalałych. Myślałem tylko o tym, żeby już nie bili. Skoczyłem w dół... Ale tam była siatka i to mnie ocaliło. Na dole jeden dobry klawisz mnie złapał i wrzucił do celi, inaczej inni by mnie zatłukli z tej złości, że im zepsułem robotę. Przed przekazaniem z aresztu do więzienia urządzili nam pożegnanie. Czekał na nas znowu szpaler ZOMO z pałami”. Jak wiele poczucia krzywdy w tych słowach! Nie wiem, czy autor tej opowieści jest pobożnym człowiekiem. Ale wiem na pewno, że do takich jak on odnoszą się słowa Pana Jezusa, które umieściliście na płockim obelisku: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie”.
A dalej na pamiątkowym kamieniu-pomniku znalazły się słowa, poświęcone „uczestnikom protestów społecznych walczącym w latach 1945 - 1989 za wiarę, wolność i chleb”. Przypomnieliście w ten sposób, że ta parafia i ten kościół był i pozostaje blisko związany z opozycją solidarnościową, ze zmaganiem o sprawiedliwość, z walką o godność i chleb. Z jednej strony za sprawą działaczy, którzy w ciemną noc stanu wojennego znaleźli tu swoją przystań, z drugiej zaś – za sprawą tutejszych duszpasterzy. Najpierw legendarnego pierwszego proboszcza - ks. prałata Władysława Stradzy, budowniczego tej świątyni na „płockim Wzgórzu Miłosierdzia” i wieloletniego duszpasterza ludzi pracy. Potem zaś ks. kanonika Andrzeja Smolenia, jego następcy na obu tych stanowiskach. To przecież z parafii św. Józefa Rzemieślnika w latach 80. wyruszały kontr pochody pierwszomajowe. Ich trasa zaczynała się Mszą Świętą w tutejszym kościele. Podniosłe, patriotyczne kazania mówili zapraszani przez ks. Stradzę księża – często profesorowie naszego Wyższego Seminarium Duchownego. A potem wyruszał pochód. Przechodził ulicą Słoneczną (wówczas Świerczewskiego), Norbertańską i dalej w stronę ulicy Kościuszki aż do katedry. Ubecy i milicjanci dzień, dwa wcześniej zamykali w areszcie podejrzanych o organizowanie manifestacji, wyłapywali i zamykali jej uczestników. Byli to często ludzie młodzi, choćby uczniowie i uczennice „Małachowianki”.
Dziękuję ludziom płockiej „Solidarności” i Waszym Duszpasterzom za ten gest - za troskę o dziedzictwo wolności i prawdy w mieście Krzywoustego. Nie miejmy nawet cienia wątpliwości: tamta walka i dzieło jej upamiętniania, dzieło odbudowy moralnej i duchowej Polski nie jest zakończone.
Trzeba wciąż mądrze dawać świadectwo o „cudzie nad Wisłą 1920 roku”. Mówić o tym, jak przez 50 lat podtrzymywano „kłamstwo katyńskie”, jak zmuszano do milczenia o powstaniu warszawskim, jak wymazywano z kart polskiej historii nazwiska: Piłsudski, Anders, Fieldorf, Pilecki, Siedzikówna, Kukliński!
Trzeba wciąż pokazywać, jak wielką niesprawiedliwością było wyklinanie przez lata całe „żołnierzy niezłomnych”, którzy walczyli o prawdziwie wolną Rzeczpospolitą. Jaką niesprawiedliwością i złem było strzelanie w Gdańsku i w Gdyni do bezbronnych ludzi idących rano do pracy. Pałowanie robotników Radomia, Ursusa i Płocka. Zabijanie kapłanów: Błogosławionego Księdza Jerzego, księdza Kotlarza, księży Niedzielaka, Jancarza, Zycha.
Trzeba wciąż przypominać, jak wspierano w tym kraju „uwłaszczenie nomenklatury” i nie umiano osądzić prokuratorów, sędziów i funkcjonariuszy, którzy dla własnej wygody, kariery czy pieniądza krzywdzili prostego robotnika.
Trzeba wciąż pytać, co kazało oddać wychowywanie młodych pokoleń, kształtowanie polskiego ducha w ręce tych, których drażni chrześcijaństwo. Którzy patrzą na naszą historię jak na pasmo klęsk i wstydu. Których męczy patriotyzm rozumiany po prostu i bez zawiłości jako „święta miłość Ojczyzny”;
Trzeba wciąż ostrzegać, jak wielkim znakiem braku zwykłej, życiowej mądrości jest „małpowanie” Zachodu w niszczeniu chrześcijańskiego ideału miłości, małżeństwa, rodziny, płci, macierzyństwa i wierności.
Trzeba wciąż mądrze i głęboko pokazywać młodym wielkość św. Jana Pawła II i bronić Jego świetliście czystą postać przed pomówieniem i kpiną.
Nie wolno wreszcie zmęczyć się w trudzie solidarności i pomocy narodowi ukraińskiemu, który jeszcze raz w dziejach musi się zmagać z czerwoną hydrą komuny czy imperialnej postkomuny.
Jakże aktualne są także dzisiaj usłyszane przed chwilą słowa św. Pawła Apostoła: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli”. Nad ołtarzem głównym Waszej świątyni góruje wielki wizerunek Miłosiernego Jezusa. To wizerunek, który ufundował ks. Stradza jako zwieńczenie ołtarza papieskiego, ustawionego na placu celebry podczas pielgrzymki św. Jana Pawła II do Płocka 7-8 czerwca 1991 roku.
Siostra Faustyna nie była wtedy jeszcze nawet beatyfikowana, choć prawda o jej objawieniach powoli torowała sobie drogę. Ale właśnie w Płocku, w promieniach Bożego Miłosierdzia, Ojciec Święty zamykał swoje refleksje nad Tablicami Przykazań, jakby nam szczególnie zawierzając program mądrego i szlachetnego przeżywania polskiego daru wolności. W płockiej homilii Święty Papież prosił nas, aby nikt nie bogacił się kosztem bliźniego, abyśmy nie zagubili wrażliwości na ludzką biedę, a także żebyśmy nie stali się społeczeństwem, w którym wszyscy wszystkim czegoś zazdroszczą. Przywracajmy - wołał - blask pięknemu słowu „uczciwość”: uczciwość, która jest wyrazem ładu serca i źródłem wzajemnego zaufania.
Ja również – Umiłowani - w setkach homilii, głoszonych w ciągu 15 lat mojego posługiwania na biskupstwie płockim, nie przestawałem o tym wszystkim przypominać, ostrzegać, zachęcać. Dziś niejako na koniec już tylko proszę – proszę, bądźcie mądrymi, szlachetnymi i konsekwentnymi świadkami i wykonawcami tego wspaniałego testamentu, który św. Jan Paweł II nam pozostawił. Amen.