HOMILIA JASNA GÓRA - MATURZYŚCI 16-17 III 2018

[czytania z dnia]

Agnieszko, Marcinie, Małgorzato, Bartoszu, Szczęść, Boże!

Pewnie już się kiedyś spotkaliśmy, może nawet nie raz i nie dwa? Może u Ciebie w Twoim kościele przy bierzmowaniu? Może to do Ciebie właśnie, udzielając Ci tego sakramentu, mówiłem: „Przyjmij znamię Ducha Świętego”? A może w szkole podczas wizytacji? Albo podczas Nawiedzenia Twojej Wspólnoty przez Maryję w Jej Jasnogórskim Wizerunku? A może w czasie Światowych Dniach Młodzieży w Płocku i potem w Krakowie, przy papieżu Franciszku? Co Ci zostało z tych dni, spotkań? Popatrz, to było tak niedawno, a już, tak szybko, odpłynęło w dal. Tak to w życiu jest, że wszystko płynie: niedawno byłaś, byłeś jeszcze w podstawówce, w gimnazjum, w pierwszej, drugiej liceum, technikum, a tu już matura i dorosłość za pasem.

Spotkamy się dzisiaj na Jasnej Górze. Jestem tutaj, bo chcę być z Tobą, z Twoimi Profesorkami i Profesorami, z Twoimi Katechetami, skoro odpowiedzieliście na moje zaproszenie, żebyśmy się w tych dniach przed maturą przy Czarnej Madonnie spotkali. Bo matura jest ważna. To koniec jednego etapu w Twoim życiu i początek nowej drogi. Pożegnanie i wyjście naprzeciw... Już niedługo wiele z tych twarzy, które dzisiaj są Ci takie bliskie (rozejrzyj się, ile ich wkoło), będą już tylko wspomnieniem. I nieraz zapytasz się z Jackiem Kaczmarskim:

Co się stało z naszą klasą, [...]

Już nie chłopcy, lecz mężczyźni,
Już kobiety - nie dziewczyny.
Młodość szybko się zabliźni,
Nie ma w tym niczyjej winy.
[...]

Własne pędy, własne liście,
Zapuszczamy - każdy sobie
I korzenie oczywiście
Na wygnaniu, w kraju, w grobie,
W dół, na boki, wzwyż ku słońcu,
Na stracenie, w prawo - w lewo...
Kto pamięta, że to w końcu
Jedno i - to samo drzewo...

To mówi Ci dzisiaj Kaczmarski. Ja też powiedziałem Ci, dlaczego tu jestem. Ale Ty? Dlaczego, po co jesteś tutaj Ty?

Bo prawie wszyscy z klasy jechali? Żeby ksiądz dał spokój?

Z ciekawości? Bo może Ona z tego złocistego obrazu pomoże? Ale przecież wiesz dobrze, że owszem, cuda się dzieją, ale Ona za Ciebie matury nie napisze, nie zda matematyki, polskiego, angielskiego.

Więc po co? Chciałbym, żebyś znalazł tu takie miejsce i osobiście, powiedziała Jej, powiedział, że w tej ważnej chwili się Jej powierzasz. Że chcesz ten egzamin, ten miesiąc egzaminów, a potem dojrzałe już życie przeżyć odpowiedzialnie. Że po to tu jesteś.

Powierz się Jej! Bo to się tutaj, na Jasnej Górze, zawsze sprawdzało i wciąż sprawdza. To tutaj, gdziekolwiek jesteśmy, skądkolwiek przychodzimy: „już nie chłopcy, lecz mężczyźni”, „już kobiety - nie dziewczyny”, gdzie nie zapuścimy korzeni, „w prawo - w lewo”, „w dół - na boki”, „na wygnaniu, w kraju, w grobie” przypominamy sobie, „że to w końcu Jedno i - to samo drzewo”...

Wiecie, że w całym tym roku w Polsce wspominamy św. Stanisława Kostkę – 15 sierpnia minie 450 lat od jego śmierci. To jest święty, któremu zrobiono sporą krzywdę. Wyniesiono go aż na ołtarze, a potem podnoszono tak wysoko, że już go nie było prawie widać. Zrobiono ze Stanisława nieżyciowego świętoszka, takiego z buzią w ciup, złożonymi w łódeczkę dłońmi i oczyma w górę. A potem prawie zapomniano. Uświadomcie sobie: czy mógł takim być szesnasto-, osiemnastoletni, renesansowy szlachcic z Mazowsza? Młody człowiek w Waszym wieku, który ucieka z domu i idzie jako piechur, ba – alpinista przez całą dzisiejszą Austrię, Bawarię i połowę Włoch, żeby zrealizować swoje Wielkie Marzenie o Powołaniu? Po ludzku rzecz biorąc, miał wszystko: wsparcie wpływowego ojca - kasztelana, elitarną szkołę, drzwi otwarte na salony, perspektywę kariery. A on ucieka i to jest prawdziwa, a nie filmowa „WIELKA UCIECZKA”. Czy to nie dlatego obwołano go patronem Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego? Czy nie dla tej Stanisławowej odwagi przypisano jego wstawiennictwu zwycięstwo pod Chocimiem w 1621 roku i pod Beresteczkiem 30 lat później? Czy nie tak właśnie widział go Norwid, gdy pisał ku jego pamięci wiersz:

A ty się odważ świętym stanąć Pana
A ty się odważ stanąć jeden sam
Być świętym – to nie zlękły powstać z wschodem
To ogromnym być, przytomnym być!

I w tym wszystkim ten Boże gwałtownik, ten człowiek „Wielkiej Ucieczki”, ten święty alpinista był naprawdę jak dziecko cały oddany Maryi – pisał do Niej listy, powierzał Jej każdą swoja trudną decyzję. Powierz się i Ty, proszę. Bo odtąd będziesz musiał, będziesz musiała coraz częściej dokonywać odpowiedzialnych wyborów. Życie domaga się odpowiedzialności. Właśnie o tym przypomina Tobie, mnie, nam wszystkim dzisiejsze słowo Boże: Ty również staniesz przed podobnym wyborem – opowiedzenia się albo za Sprawiedliwym, za Jezusem, albo za wielkimi tego świata i wpływowymi; opowiedzenia się za prawdą albo za jakimś „salonem”; za wiernością albo za pożądaniem i wygodą; po stronie uczciwości albo po stronie kariery; po stronie tych, którzy za miskę soczewicy zakłamują, sprzedają własne sumienie albo po stronie świadków sumienia; po stronie tych, którzy zdepczą wszystkich i wszystko, żeby być na topie albo po stronie „ludzi mądrych, zgodnych i cierpliwych / najwierniejszych z wiernych, uczciwych z uczciwych”.    

Powierz się Jej – żeby Cię osłoniła swoim płaszczem, żebyś mogła, żebyś mógł się do tego potem, gdy ogarnie Cię pokusa, w życiu odwołać. Żebyś, gdy ogarną Cię ciemności grzechu, słabości czy nałogu potrafił na nowo pytać się: „Ośle, gdzie są twoje ideały?!" Proszę, powierz siebie, odmawiając tutaj jedną część różańca świętego. Poszukaj w kieszeni, w torebce, może masz swój albo babcia, mama dała Ci go na drogę. Nie masz?? Spraw go sobie jako pamiątkę z Jasnej Góry i zatrzymaj mnie albo „swojego księdza”, żeby Ci znakiem krzyża pobłogosławił. Albo podejdź do mnie po Mszy, podaruję Ci, może mi wystarczy, mam chyba z dziesięć. A potem odmów. Nawet jeśli nie pamiętasz wszystkich tajemnic, odmów... Odmów, powierzając Maryi: swoją maturę, swoją przyszłość, swoje powołanie, swoich najbliższych, kogoś, kto Cię o modlitwę na Jasnej Górze prosił.

Agnieszko, Marcinie, Małgorzato, Bartoszu, Szczęść, Boże!    Amen.