Homilia Krasne - Msza w intencji śp. Bp. Adama Krasińskiego oraz zmarłych członków rodu Krasińskich – 1 czerwca 2014 r.

[czytania z niedzieli Wniebowstąpienia – rok A]

Czcigodny Księże Dziekanie i Proboszczu Dariuszu wraz z wszystkimi Twoimi Współpracownikami na niwie Chrystusowej tu w Krasnem i w całym Dekanacie Makowskim,

Wielce Szanowni Panowie - Panie Senatorze, Panowie Posłowie, Panie Ministrze, Pani Radna – reprezentująca Marszałka województwa Mazowieckiego, Panie Starosto, Panie Wójcie,

Szanowny Panie Dyrektorze Muzeum w Opinogórze (już teraz dziękuję zarówno Panu, jak i księdzu Doktorowi Rojkowi za rys historyczny  ukazujący motywy naszej dzisiejszej Uroczystości);

Szanowni Organizatorzy dzisiejszego Wydarzenia, Restauratorzy, twórcy tablicy Pamiątkowej Biskupa Adama, Sponsorzy (czyli Dobrodzieje, jak to się drzewiej pięknie mówiło), Państwo odpowiedzialni za nową, jakże potrzebną, placówkę muzealną Mazowsza, Przedstawiciele Mediów,

Siostry i Bracia,     

1. „Po tych słowach Jezus uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba”.

Słowa z księgi Dziejów Apostolskich uświadamiają nam, że ten podniosły dla Krasnego dzień przypada w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Nie wpatrujcie się tylko w niebo...– zdaje się mówić Chrystus także do nas. Jesteście wezwani do przepajania na co dzień Ewangelią swoich rodzin i środowisk, do twórczego przeżywania każdego dnia, do służby prawdzie, dobru i pięknu. Z całą pewnością taka właśnie była dewiza życia biskupa kamienieckiego Adama Stanisława Krasińskiego, niebywale starannie wykształconego kapłana, kanonika płockiego, przedstawiciela kapituły płockiej w Trybunale Koronnym, sekretarza wielkiego koronnego, prezydenta Trybunału Koronnego, wreszcie przywódcy Konfederacji Barskiej i współtwórcy Konstytucji 3 Maja, który 300 lat temu przyszedł na świat tu, w Krasnem, tu również zmarł i został pochowany we wspaniale dzisiaj odnowionych katakumbach grobowych. Znamy już - bogate w wydarzenia i dramaty - koleje jego życia oraz posługiwania Kościołowi i Ojczyźnie. Pozwólcie jednak, że – właśnie w perspektywie dzisiejszej Uroczystości -  zwrócę naszą uwagę na jedno z tych wydarzeń i na znaki czasu, jakie Bóg daje przez nie nam, współczesnym pokoleniom Polaków.

 

2. Chodzi, oczywiście, o Konfederację Barską. To niewątpliwie ona   zaważyła, że imię biskupa Adam Krasińskiego na trwale wpisało się do panteonu polskich bohaterów narodowych. Wielkie i dumne państwo - Rzeczpospolita Obojga Narodów, ongiś światła i zdyscyplinowana, która zwyciężała Rosję pod Kłuszynem, której władca odbierał w Warszawie hołd cara rosyjskiego,  teraz wylękniona prosiła o opiekę carycę Zofię Augustę von Anhalt Zerbst  -  Katarzynę II. Imperatorowa Rosji wtrącała się teraz w wybór polskiego króla, przekupywała i dzieliła szlachtę, a jej ambasadorowie wprawnie rozgrywali „sprawę polską”, tłumacząc, że niepotrzebne nam wojsko, wystarczy wsparcie wielkiego sąsiada. Wtedy właśnie w podolskiej mieścinie Bar ma miejsce „przebudzenie sumień”, zawiązanie Konfederacji w obronie dawnych praw i suwerenności państwa. Na jej czele staje podkomorzy różański Michał Hieronim Krasiński z Mazowsza (jego serce złożono potem w tej świątyni),  starosta warecki Józef Pułaski oraz spiritus movens całego ruchu biskup Adam Stanisław Krasiński. Sens tego, przeciw czemu wtedy wystąpiono, doskonale oddał Juliusz Słowacki w strofach, w których nawiązuje do słów charyzmatycznego kaznodziei Konfederacji Ojca Marka:

 

"Ksiądz Marek wczoraj to z ducha

Wytłumaczył na ambonie;

Mówiąc o różnej pokusie.

 

Miecze, powiada, bólu,

Bolące w Panu Jezusie,

To są gorsze od kąkolu

Wady na ojczystym polu.

 

Pierwszy miecz, co w niej usterka,

Mówił, jest to francuszczyzna,

A drugi miecz – to szulerka,

A trzeci  -  to kieszeń zdrady,

A czwarty  -  kobiece rządy,

Piąty  -  to przedajne sądy,

A szósty  -  zawiść prywatna,

A siódmy  -  zgniłe sumienie.

 

Te wszystkie, mówił, ościenie

 W jednym sercu, co je mieści,

 Zatknięte ręką morderczą,

 Jako błyskawice sterczą”.

 

3. Oficjalnie Konfederację zawiązano 4 marca 1768 roku, w dzień św. Kazimierza, patrona polskiego rycerstwa i Korony Polskiej. Józef Pułaski, po odbytej w ten dzień spowiedzi, zawierzył konfederację Stwórcy: „Niech nam Bóg będzie pomocą, tarczą i puklerzem w każdych utarczkach i potyczkach wojskowych. Niech Kościół swój święty, wiarę i wolność naszą, którą w narodach wsławieni jesteśmy, mocą i opatrznościową  łaską swoją wspiera. Niech nam św. Kazimierz, królewicz i patron Polski, w wielu wojnach i niebezpieczeństwach doświadczony, dziś za patrona uroczystości wezwany i postanowiony, hetmani w potyczkach, podjazdach i utarczkach wszelkich z nieprzyjaciółmi wiary i wolności”.  

W akcie Konfederacji rycerstwo zobowiązywało się „wiary świętej katolickiej życiem i krwią bronić!”, a także skoro jest się rycerzem Chrystusowym, „żadnych gwałtów, rabunków między katolikami, żydami, lutrami nie czynić”.  Przyoblekłszy taki właśnie duchowy rynsztunek, niosąc na piersiach ryngrafy Bogurodzicy, rozpoczynali pierwsze w naszych dziejach powstanie narodowe. Przegrali... Ale pamięć o ich zrywie pozostała i długo żywiła nadzieję Polaków na wolność. Kilkadziesiąt lat później to właśnie w bronionych przez konfederatów Okopach św. Trójcy Zygmunt Krasiński, członek rodu, z którego wywodzili się dwaj przywódcy konfederacji, umieści akcję „Nie–boskiej komedii”, a Słowacki, Mickiewicz, Norwid i Sienkiewicz nie mniej będą o podolskim Barze pamiętać.

        

4. Zanim Biskup Adam na stałe osiądzie w swoich dobrach, raz jeszcze  zawierzy królowi i powróci do Warszawy. Z wzruszeniem przeczytałem wczoraj odnalezioną gdzieś, pośród starych ksiąg, jego „Mowę Sejmową” z 18 VIII 1789 roku. Posłuchajmy jej fragmentu:        „Jeśli od roku 1766 aż do tego czasu nie znajdowałem się na żadnej naradzie, niech mi tę nieprzytomność [nieobecność] moją daruje każdy, kto równo ze mną czuł żal i smutek, patrząc na los okropny Ojczyzny. Nie chcę odnawiać w pamięci naszej zatartych po części śladów gwałtownej przemocy. Radbym, żeby potomne wieki nie opowiadały następcom naszym o podłości i niesławie Obywatelów Urodzonych w wolnych narodzie, którzy sprzykrzywszy sobie [niepodległość], pomagali obcym [...] naginać karki współziomków do jarzma niewoli. [...] Przymuszony jestem wspomnieć ze wstydem [...], że ratować [....] Ojczyznę było [w tamtej sytuacji] kryminałem; iż cnotliwych wodzono po więzieniach za to, że praw i swobód ojczystych bronili; iż [...] głos wolnego obywatela poczytywano za głos buntownika [...]. Dzisiaj, Prześwietne Skonfederowane Stany, sława chwalebnych dzieł Waszych i usilnych prac w dźwiganiu Ojczyzny, rozchodząca się po najodleglejszych Prowincjach, zachęciła mnie do Warszawy, gdzie już więcej być nie spodziewałem się”. Tak właśnie rozpoczynał biskup Adam swoje prace nad Konstytucją 3 Maja...

 

5. Drodzy Moi! Co to wszystko oznacza dla nas dzisiaj? Oto jeszcze raz w dziejach zdarzyło się, że jeden z tych, którzy przez lata wierząc, że nie ma dla narodu i niego samego innej drogi, niż ta, którą wybrał i którą wszyscy znamy, ostatkiem sił, na łożu śmierci, wykrzyknął jak ongiś cesarz Julian Apostata: „Galilaee vicisti!” – „Galilejczyku, zwyciężyłeś!”. Niech Bóg przyjmie Jego akt żalu i to wyznanie. Zaraz potem jednak dziesiątki, setki innych jęło wołać: to wszystko, co w życiu tego człowieka było wcześniej, to była „dziejowa konieczność”.

Bracia Polacy, naprawdę taka była konieczność? Czy naprawdę było „dziejową koniecznością”, żeby w wojsku i w wychowaniu zakazywać choćby wzmianki o „cudzie nad Wisłą 1920 roku”, żeby przez 50 lat podtrzymywać „kłamstwo katyńskie”, deprecjonować powstanie warszawskie, milczeć o moskiewskim procesie „szesnastu”, wymazywać z kart polskiej historii nazwiska: Piłsudski, Anders i tyle innych?  Czy naprawdę „dziejową koniecznością” było skazywanie na śmierć pułkownika Kuklińskiego, trzymanie w „dołach śmierci” doczesnych szczątków innych bohaterów narodowych - generała Fieldorfa „Nila” czy rotmistrza Pileckiego? Czy musiano przez lata wyklinać żołnierzy, walczących o prawdziwie wolną Rzeczpospolitą,  strzelać do robotników w Gdańsku i w Gdyni, w Lubinie i w kopalni „Wujek”, zabijać błogosławionego Księdza Jerzego, ks. Niedzielaka, Jancarza i Zycha, pałować protestujących w stanie wojennym?

Jaki strach i jaki interes nakazywał Wam - Bracia Polacy - wspierać „uwłaszczenie nomenklatury”, niszczyć sumienia, nie wejść do świątyni, w której odprawia się Msza za zmarłą Matkę, zakazywać polskiemu oficerowi chodzić do kościoła, wcielać kleryków do specjalnych jednostek wojskowych (sam tego doświadczyłem w batalionie kleryckim w Bartoszycach), nie opowiedzieć Mamie Księdza Jerzego i wielu innym Matkom, „jak to naprawdę było”.

Nie – Bracia - to nie była żadna „dziejowa konieczność”. I to nie jest tak, że „Polska pozostanie w tej sprawie zawsze podzielona” i że każdy miał wtedy i ma swoją, równie dobrą, równie właściwą drogę. Biskup Adam Krasiński raz jeszcze – tak jak wtedy na sierpniowym sejmie 1789 roku - przypomina, apeluje do sumień, ostrzega, że Polska jest tam, gdzie nie ma kolaboracji, gdzie nie liczy się tylko na unie, sojusze z innymi, ale buduje się własną siłę – moralną i materialną. I gdzie jest cnota - cnota, której fundamentem były i pozostaną te trzy proste słowa: Bóg, Honor, Ojczyzna.

Amen.