Homilia, Rostkowo - II Kongres Młodzieży Polonijnej, 1 VII 2018

Wiarą powołani

Drogi Księże Biskupie Wiesławie,
Drodzy Księża, Kochane Siostry Zakonne,
Drodzy Młodzi Przyjaciele,

Gorąco Was pozdrawiam w ten słoneczny, więcej – upalny dzień pośród równin Mazowsza, pośród coraz bardziej cichnących pól, na których powoli kończą się już gwarne zazwyczaj żniwa. I chcę powiedzieć każdej, każdemu z Was: „Dobrze, że jesteś!” Dobrze, że jesteś, że jesteście, że wracacie ptakom podobni do Ojczyzny, do „do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, / Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem”. Pamiętacie, kto to napisał? Tak jest – Adam Mickiewicz. A gdzie? Owszem, w inwokacji do „Pana Tadeusza”. Dobrze więc, że jesteś nie tylko w Warszawie, w Krakowie, na Jasnej Górze, ale także tu, w Rostkowie, cichej mazowieckiej wiosce, z której przed blisko czterystu pięćdziesięciu laty wyfrunął św. Stanisław Kostka. Bo Ojczyzna to także spokój szlacheckiej zagrody i cisza mazowieckiej wioski z figurką Maryi na skraju. Wsłuchaj się w tę ciszę! Dostrzeż piękno Maryjnej prostoty! Tu łatwiej niż w gwarze wielkiego miasta zauważyć, „co jest najważniejsze, co jest najpiękniejsze, za co warto życie dać!” Spróbuj tu właśnie odczytać swoje powołanie!
Bo powołanie, to ważna rzecz. I poważna rzecz. Zwykle kojarzy się z kapłaństwem, z życiem zakonnym, ale przecież jest to sprawa znacznie szersza. Jest zasadnicza różnica, czy postrzega się życie jako zbiór przypadków, przypadkowych spotkań, przypadkowych sukcesów i porażek, czy jako realizację powołania. Świętujemy dzisiaj 1 sierpnia, rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie wiem, czy słyszeliście kiedyś rotę powstańczej przysięgi, którą składali idący do powstania, w wielkiej części tacy chłopcy i dziewczęta jak Wy – Ty, i Ty, i Ty... A brzmiała ona tak... Zanim jednak ją odczytam, wstańcie, proszę, bo to są święte słowa! Święte szczególnie dzisiaj! Święte także dlatego, że szesnaście tysięcy tych, którzy je wypowiadali przed swoim dowódcą, zginęło - niektórzy już 1 sierpnia 1944 roku, na samym początku Powstania!
„W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, przysięgam być wierny Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej. Stać nieugięcie na straży Jej honoru, o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił aż do ofiary życia. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało. Tak mi dopomóż Bóg”.
Usiądźcie! Potrafiłbyś, potrafiła te słowa Bogu i Ojczyźnie powiedzieć?: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, przysięgam być wierny Ojczyźnie mej...”. I być naprawdę wiernym, wierną? Nasz naród musi wreszcie dorosnąć do tego, żeby postawić te słowa na początku naszej konstytucji. A my musimy wciąż dorastać do wielkości tamtych „warszawskich dzieci”. Bo wypowiadając tę rotę, mówili najszczerszą prawdę o naszej historii, o naszej tożsamości... Bo czy mógł ją wypowiedzieć ktoś, komu wszystko jedno, czy wyrasta z „polskiego pnia” czy z jakiegokolwiek innego; czy warto umierać za Ojczyznę, za jej honor i wolność, czy też nie warto, bo to tylko pseudopatriotyczne mżonki; czy życie jest powołaniem, czy tylko beznadziejnym zbiegiem przypadków! Mogła je wypowiedzieć tylko dziewczyna, sanitariuszka, harcerka – mógł je wypowiedzieć tylko chłopak z AK, z „Szarych Szeregów”, tylko „cichociemny”, którzy stawali w obliczu Boga Wszechmogącego, gwaranta najwyższych wartości, gwaranta Twojego, mojego powołania! W obliczu Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, wiernej do końca, po Krzyż!
„Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele” – te słowa ze starożytnej Księgi Mądrości Kościół od trzystu ponad lat, od chwili beatyfikacji, odnosił zawsze do św. Stanisław Kostki, tu właśnie, w Rostkowie, pośród tych „pól malowanych zbożem rozmaitem, / Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem” urodzonego i wychowanego. I odnosił do niego zawsze tę Ewangelię o kilkunastoletnim Jezusie, mówiącym do swoich najbliższych: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Bo Stanisław musiał dokładnie to samo powiedzieć swojemu ojcu, który uważał, że ma lepszy pomysł na jego życie! 
Przyznam Wam się szczerze, że gdy zwracałem się do moich Braci w biskupstwie o to, by obchody Roku 100-lecia odzyskania przez naszą Ojczyznę niepodległości połączyć z Rokiem św. Stanisława Kostki, czułem, że mocno ryzykuję. Bo przecież wciąż jeszcze na obrazkach, w pieśniach, w modlitwach przedstawia się Stanisława Kostkę w ckliwym, wręcz mdłym świetle. Płaczliwy, mdlejący, blady schizotymik, nieżyciowy świętoszek z oczyma wzniesionymi w górę... Widzicie tu, w tym wędrującym w tych dniach przez całą naszą Diecezję relikwiarzu wizerunek innego św. Stanisława – otrzymujecie w tej chwili ten wizerunek na pamiątkę od Księdza Jarka, mojego sekretarza i wspaniałego duszpasterza młodych!
Bo czy naprawdę mógł być ckliwym świętoszkiem szesnasto-, osiemnastoletni, renesansowy szlachciura z Rostkowa, Przasnysza i Pułtuska? Młody człowiek, który doskonale przygotowuje swoją „wielką ucieczkę”, a potem przemierza całą dzisiejszą Austrię, Bawarię i Włochy, żeby zrealizować swoje „wielkie marzenie”?Miał po ludzku wszystko zapewnione: wsparcie wpływowego ojca -kasztelana, elitarną szkołę, perspektywę kariery, drzwi otwarte na salony. A on ucieka!
I czy dlatego, że wyobrażano go sobie z pokornie złożonymi dłońmi i „buzią w ciup”, został potem pierwszym wyniesionym na ołtarze jezuitą, patronem Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litwy? Bożym rycerzem, którego wstawiennictwu przypisuje się sławne zwycięstwa, odniesione pod Chocimiem w 1621 roku i pod Beresteczkiem 30 lat później?
Dziś już wiem, a Wasza obecność tutaj i potem w Pułtusku to poświadcza (dziękuję przy okazji naszemu KSM-owi za znakomite wyczucie, po co jest i działa!), że warto powracać do św. Stanisława Kostki z Rostkowa, bo to wybitny, młody człowiek, porwany ideałem obrony wiary Kościoła katolickiego. On naprawdę potrafił stawać „w obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej” jak Ci, którzy 74 lata temu składali powstańczą przysięgę! Ciągnąć jak najlepszy piechur 600 kilometrów do Dylingi, a potem jak alpinista – przez Alpy i Apeniny – do Rzymu, żeby tam, u boku papieża, stanąć w obronie katolickiej wiary! Ciągnąć tą wiarą powołany!
Bądźcie, Drodzy Młodzi Przyjaciele, wiarą powołani! Powtórzcie dziś za mną, tu, w Rostkowie, patrząc w oczy Stanisława Kostki:
Wiarą Powołani!
Wiarą Powołani!
Wiarą Powołani!
Z Tobą i na Twój wzór, Święty Stanisławie!
Amen!