Homilia Spotkanie Rejonowe Diecezjalnych Duszpasterstw Rodzin, MCEW Studnia – 7 III 2018

[czytania ze środy 3 tygodnia Wielkiego Postu]

Czcigodni Księża, Drodzy Siostry i Bracia,

Opatrznościowo się składa, że nasze spotkanie odbywa się w dniu, gdy Kościół czci dwie młode, sławne, bo wymieniane już w starożytnym Kanonie Rzymskim, święte mężatki i matki sprzed 18 wieków – Perpetuę i Felicytę. Pochodziły z północnej Afryki i tam poniosły męczeńską śmierć. Z bólem uświadamiamy sobie, jak wiele afrykańskich chrześcijanek - uprowadzanych, gwałconych, zabijanych przez Bokoharam - wchodzi dzisiaj w ich męczeńskie ślady. Z zachowanych akt męczeństwa wiemy, że Felicyta to niewolnica, pojmana przez urzędników rzymskich, gdy była w ósmym miesiącu ciąży - swoje dziecko urodziła już w więzieniu. Perpetua z kolei, wywodząca się z bogatego, patrycjuszowskiego domu, miała synka, którego przynoszono jej do więzienia, by go karmiła. W pamięci Kościoła zachował się przejmujący dialog Perpetuy z ojcem, który błagał ją: „Córko, miej litość dla mojej siwizny; ulituj się nad ojcem, jeżeli jestem godzien, byś mnie ojcem nazywała. Bo jeśli moje ręce ciebie wypiastowały i doprowadziły do kwiatu wieku, to nie skazuj mnie na hańbę wśród ludzi. Pomyśl o swoim dziecku. Porzuć swoje postanowienie”.
Nie porzuciła! W obu tych męczennicach objawiło się to, co zawsze jest siłą chrześcijaństwa - mężne stanie przy Prawdzie, którą uznały za prawdę życia.
Pozwólcie, że w kontekście dzisiejszego wzruszającego wspomnienia tych naszych Świętych Sióstr w wierze, zasygnalizuję Wam dwie ważne dla Kościoła sprawy, związane z Waszym charyzmatem, z Waszą posługą. Pierwsza: słowo Boże głosi dzisiaj pochwałę Prawa. Mojżesz przypomina, jak bardzo jest ono dumą Narodu Wybranego:
„Bo któryż wielki naród ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy? Któryż wielki naród ma prawa i nakazy tak sprawiedliwe, jak całe to Prawo, które ja wam dziś daję? Tylko się strzeż bardzo i pilnuj siebie, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy, by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia, ale ucz ich swych synów i wnuków”.
Wiemy dobrze, że to „ucz swych synów i wnuków” było zawsze mocą Izraela. Także Jezus Chrystus, objawiając w czytanym dzisiaj fragmencie Kazania na Górze Boską tożsamość swojej Osoby (Jego naśladowanie jest wypełnieniem Bożego Prawa), sławi jego niezmienność, trwałość:
„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim”.
Wierność w obliczu prób zmiękczania nauki Ewangelii, wytrwałość w obliczu wszelkiego rodzaju nacisków i mód była przez wieki znamieniem i mocą Kościoła Chrystusowego. Bardzo byśmy chcieli, żeby tak pozostało. Zwłaszcza w naszym życiu i świadectwie o godności sakramentalnego życia małżeńskiego.
Przyszło nam bowiem żyć i pracować w świecie, w którym natura ludzka i odczytywane z niej Boskie prawo przestaje być źródłem moralności. Dominujący nurt kultury – postmodernizm odmawia ludzkiemu rozumowi zdolności do znalezienia prawdy ostatecznej. Katolicką naukę o małżeństwie i rodzinie, katolicką etykę seksualną uznaje się za względną, zależną od kręgu kulturowego, w którym ją sformułowano. Przekonano miliony młodych, że etyka ta odbiera im szczęście, że jest represyjna i nienowoczesna. Wylansowano nowy model moralności: za normę uznaje się to, co „ludzie robią”; normą staje się uznanie za normalne wszelkich form ekspresji seksualnej. Na naszych oczach dokonało się coś, co Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał, w książce „Raport o stanie wiary” – zapisie rozmów z Vittorio Messorim, nazwał to „rozdzielaniem tego, co Bóg złączył, a czego człowiek nie powinien rozdzielać”, uzurpacją przez człowieka Boskiej władzy definiowania dobra i zła w tak ważnej i podstawowej sferze życia, jaką jest miłość małżeńska, rodzina i akt małżeński. Proces ten rozpoczął się od zgody prawodawstw państwowych na rozwody, a w gruncie rzeczy od ich ułatwiania i promowania. Potem w filmie, w mediach i w permisywnym wychowaniu oddzielono sferę seksualną od małżeństwa. Dalej w imię „wolności kobiety”, zaczęto promować aborcję („Aborcja jest OK.” – mogliśmy przeczytać niedawno na okładce „Wysokich Obcasów”). Stało się tu coś tragicznego – rozerwanie więzi miłości, jednoczącej matkę z rodzącym się pod jej sercem dzieckiem. Dziecko zostało ukazane jako bliżej nieokreślony płód, gorzej – jako ciężar i zagrożenie. Następnie przyszło rozdzielanie – poprzez promocję antykoncepcji – aktu przekazywania życia ludzkiego od przyjemności i radości, którą Bóg akt ten zwieńczył.
Tak świat wszedł na drogę manipulowania ludzkim życiem, podporządkowania technice tajemnicy i świętości. Mówiąc to wszystko, chcę Wam - Drodzy Bracia i Siostry - powiedzieć, że choć może się Wam wydawać, iż w Waszej pracy i trosce nie sięgacie aż takich wysokich pułapów, bo przecież Wy staracie się nieść konkretną pomoc młodym narzeczonym, małżeństwom w kryzysie, rodzinom, to praca ta i troska jest w naszym świecie aktem prawdziwej kontr-kultury. Dzisiaj spór o duszę świata nie dotyczy już bowiem tak bardzo istnienia czy nieistnienia Boga, historyczności Chrystusa czy Jego Zmartwychwstania. On dotyczy owego wielkiego, bolesnego procesu rozdzielania tego, co Bóg złączył. Dotyczy Boskiego Prawa, wpisanego w naturę, w naturę życia i jego przekazywania.
I druga sprawa - coś, co osobiście jest moją ogromną troską i co również Wam kładę dzisiaj na serce. Jak wiecie ten rok – Rok Niepodległości, został przez Episkopat Polski ogłoszony Rokiem św. Stanisława Kostki. Zależało mi na tym bardzo, bo 15 sierpnia minie 450 lat od jego śmierci, a przecież to nasz ziomek – wywodził się stąd, z mazowieckiego Rostkowa, z ogromnej wtedy Diecezji Mazowieckiej. Od 1671 roku jest patronem Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jest też patronem polskiej młodzieży. A przecież mamy w tym roku program duszpasterski poświęcony bierzmowaniu, będziemy mieli Synod Biskupów o młodzieży. Warto więc, żebyśmy do św. Stanisława Kostki wracali.
Stanisławowi Kostce nie było łatwo z jego rodziną. Gdy zdecydował się na życie zakonne, jego rodzice za wszelką cenę starali się zatrzymać go w domu. On jednak odkrył powołanie i chciał na nie odpowiedzieć za wszelką cenę. Żeby zostać przyjętym do jezuitów, uciekł z domu. Siedemnastoletni chłopak przeszedł pieszo 650 km, żeby wreszcie spełnić swoje marzenie i dotrzeć do Dylingi, do kolegium jezuitów, a potem jeszcze do Rzymu. Domyślacie się, co jest tym moim bólem – to, że nie tylko mamy w Polsce palący problem demograficzny, ale także bolesny problem braku odpowiedzi wielu młodych na powołanie do życia kapłańskiego i do życia konsekrowanego. Ale to nie jest tylko problem młodych. To także problem katolickich rodzin. Bycie kapłanem stało się czymś – jak to powiedzieć, mało atrakcyjnym? Zbyt wysokim ideałem, gdy patrzy się na konkretne życie księży? Czymś niemodnym? Czy nie jest tak, że myślący dzisiaj o pozytywnej odpowiedzi na powołanie do służby Bożej w kapłaństwie i życiu konsekrowanym spotykają się także w swojej rodzinie może nie z niechęcią, ale z jakąś niepewnością, niewiarą w sens tego kroku? Podobnie rodzice św. Stanisława uważali, że mają lepszy pomysł na jego życie - podobnie jak wielu współczesnych rodziców, próbowali ustawiać swoje dziecko w blokach startowych do kariery. Stanisław uciekł od uszczęśliwiania go na siłę. Potrafił walczyć o swoje i o to, co Boże; jest do dziś aktualnym wzorem, jak iść wbrew modzie, wbrew niechęci czy niepewności. Rozumiał, że kiedy wybierać musi między wolą rodziców a wolą Boga, słuchać musi Boga. Zabrzmi to kontrowersyjnie, ale potrafił być nieposłuszny świętym nieposłuszeństwem. Bo takie jest chrześcijaństwo. Takie było od początku. Takie było tam, w Galilei, gdy padały słowa: „nie przyszedłem znieść, ale wypełnić”. Takie było w Afryce, gdy Perpetua odpowiadała swojemu Ojcu: „wiedz, że my nie należymy do siebie, ale do Boga”. I takie było, gdy św. Stanisław pisał list do ojca, który oskarżał go, że idąc za głosem powołania, przynosi wstyd rodzinie: „jeśli zrozumiałbyś, co Bóg mi uczynił, nigdy nie próbowałbyś sprowadzić mnie z powrotem do Polski”. Czy potrafimy sprawić, żeby takie było chrześcijaństwo również dzisiaj?
Św. Perpetuo i Felicyto, módlcie się za nami i naszymi rodzinami!
Św. Stanisławie Kostko, ozdobo naszej ziemi – tej ziemi, wyproś naszym rodzinom, naszej młodzieży odwagę i męstwo w odpowiedzi na Chrystusowe powołanie do służby Bożej w kapłaństwie.
Twojej odwagi.
I Twojego męstwa.
Amen.