Homilia Wodniacy, Katedra 4 grudnia 2016 r.

[czytania z II Niedzieli Adwentu Rok A]

„Bóg, który daje cierpliwość i pociechę, niech sprawi, abyście wzorem Chrystusa te same uczucia żywili do siebie i zgodnie jednymi ustami wielbili Boga[...].Dlatego przygarniajcie się nawzajem, bo i Chrystus Was przygarnął”.

Umiłowani Członkowie Sekcji Żeglugi na Wiśle Towarzystwa Przyjaciół Płocka, Bractwa Św. Barbary Ludzi Działających na Wiśle i Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki, Siostry i Bracia, 

Już od kilku dobrych lat gromadzimy się w tej czcigodnej nadwiślańskiej bazylice katedralnej, Matce kościołów Mazowsza, aby w dniu św. Barbary, Waszej Patronki – jak mówił nam przed chwilą św. Paweł, wytrwały żeglarz i misjonarz – przygarnąć się nawzajem, to znaczy wyrazić swoje życzliwe uczucia i „zgodnie jednymi ustami wielbić Boga”. Gromadzimy się tu, nad tak ukochaną przez Was Wisłą, aby pamiętać, czym ten polski Jordan był i jest dla Płocka i Ojczyzny; aby w rodzinie ludzi zainteresowanych dalszym trwaniem wodniackiej tradycji wyrazić naszą głęboką troskę o ratowanie zasobów królowej polskich rzek, jej ekosystemu, jej piękna. Kto ma to czynić, jak nie Wy?! I skąd ma się to czynić, jak nie stąd, z Płocka?!

Zobowiązuje nas do tego najpierw historia. Przecież to prawdopodobnie od prostej łodzi do przepraw i połowów, czyli plota, pochodzi nazwa naszego miasta, które zawsze – jak zapisał mój czcigodny poprzednik bł. Abp Antoni Julian Nowowiejski – „słynęło [cytuję] z ustawicznej żeglugi i częstej przez Wisłę przeprawy”. O łodziach i „opłatach przewozowych za Wisłę” jest już mowa w dokumencie lokacyjnym Miasta Krzywoustego, wystawionym w 1237 roku przez innego mojego poprzednika, też zresztą Piotra. Z kolei w inwentarzu, sporządzonym pod koniec XVI wieku przez starostę płockiego, „za własnym Króla Jegomości rozkazaniem” (zapewne Zygmunta Starego), wspomina się opłaty wnoszone do kasy miejskiej za przewóz przez Wisłę. Niewiele lat później, bo w roku 1603, ksiądz doktor Wawrzyniec Wszerecz, kanonik penitencjarz katedry płockiej, tak napisze o Płocku: „Wznosi się [...] na pagórkach, nad brzegami jednej z najsławniejszych rzek wschodnich, Wisły, która, biorąc początek w górach sarmackich w cieszyńskiej krainie, wpada do zatoki Morza Bałtyckiego i niezmierną ilość zboża, dębu twardego, bali, drzewa, smoły, popiołu, lnu, konopi, miedzi, ołowiu, siarki, saletry, wosku i skór z Polski, Rusi, Podola i Mazowsza przez słynny rynek gdański dostarcza Niemcom, Danii, Anglii, Portugalii i innym krajom, sprawiając [tutejszym] mieszkańcom nader przyjemny widok ustawicznym ruchem łodzi rybackich, małych statków, pływaczek, lekkich statków i czółen, tam i sam idących, jak również echem dolatujących pieśni wioślarzy, wzywających św. Barbarę i rozweselających się przy zwykłej pracy [...]”. Komu to w XX wieku przeszkadzało, żeby ten obraz wciąż trwał nad Wisłą? I co robić, do jakich drzwi pukać, żeby powrócił?

Od wieków niewątpliwie istniało tu także – jak znowu informuje Arcybiskup Nowowiejski – „Bractwo św. Barbary pracowników na Wiśle” (taką nazwą Błogosławiony je określa), które 20 lutego 1909 roku otrzymało od niego „zatwierdzenie kanoniczne”. O żywej wierze członków Bractwa świadczy – wciąż według Arcybiskupa – figura św. Barbary, którą wystawili oni na placu przy kościele farnym (obecnie kolegiacie św. Bartłomieja). Nieco później, 21 czerwca 1909 roku, bp Nowowiejski konsekrował tu, w katedrze, ołtarz św. Stanisława Kostki, w którym znalazła się również piękna figura św. Barbary. Jak co roku, na zakończenie Mszy Świętej, udamy się do tego ołtarza, by złożyć nasze Patronce kwiaty i zapalić jej wotywną świecę. Prośmy ją, żeby nasza Wisła na nowo ożyła, żeby była zdrowa – zdrowa dla ludzi, dla ryb, dla ptactwa i dla roślin, żeglowna a zarazem nowocześnie i prawdziwie uregulowana. Prawdziwie, a nie tylko obietnicami od powodzi do powodzi!   

Ważne są – Kochani - karty historii, pisane znaczącymi datami i wielkimi nazwiskami. Może jednak jeszcze ważniejsze są te, które poświadczają kształtowanie się charakterów i trwanie w cnotach właściwych powołaniu i zawodowi. Wzruszają mnie często - i pewnie nie tylko mnie - historie wilków morskich... Ale przecież żegluga śródlądowa, służba na Wiśle też ma swoich bohaterów, też domaga się szczególnych cnót i cech charakteru, odwagi, doświadczenia i solidarności. Doskonale oddaje to w swoich książkach Pan Kapitan Stanisław Fidelis i mam nadzieję, że nie pogniewa się, że teraz - po kronice kanonika Wszerecza, po monografii Arcybiskupa Nowowiejskiego, przywołam także jego wspomnienia. Dawny flis, a potem szyper wiślany – pisze Pan Kapitan – nie z teorii, ale przez lata praktyki pływania po rzece, nabywał umiejętności w przewidywaniu: zmiany wiatrów, intensywności opadów atmosferycznych, poziomu rzeki, jej zalodzenia. Doświadczenie dawało mu również osobliwą pamięć – pamięć topograficzną Wisły. Znał więc kolejność miast, miasteczek i wsi, leżących nad jej brzegami, odległości pomiędzy nimi, charakterystyczne elementy wiślanego krajobrazu, uciążliwe dla nawigacji odcinki rzeki. Zapamiętywał stałe i ruchome przeszkody zalegające dno rzeki: kamienne rafy, pojedyncze głazy, grzępy, wałujące się po dnie stępale i dęby, cykliczne wypłycenia rzeki. Wiedział, gdzie dno rzeki jest twarde, a w którym miejscu miękkie. A poza tym wiedział, gdzie może zaopatrzyć się w dobrą wodę, chleb, kaszankę, cebulę czy też grubą na dłoń słoninę. Specyficzne warunki na wiślanych statkach rozwijały wśród załóg mocną solidarność grupową, która łączyła się z ostrym poczuciem statkowej hierarchii i dyscypliny. Czasami tęsknota za domem rodzinnym, za spokojem i stabilizacją, stawiała marynarza przed dylematem – być czy nie być rzecznym włóczęgą? Hart ducha i silna więź z rzeką zazwyczaj zwyciężały, zwłaszcza u tych urodzonych nad brzegami Wisły. Dlatego też takich marynarzy często nazywano „żelaznymi", choć pływali na drewnianych statkach...

Zauważyliście zapewne, że Kościół zachęca nas dzisiaj, w II Niedzielę Adwentu, do wpatrywania się w postać św. Jana Chrzciciela. Czy nie czujemy bliskości sylwetki wiślanego szypra i marynarza z opisu Pana Kapitana z sylwetką świętego znad Jordanu? Twardy, żelazny, uważny w odkrywaniu znaków na polskim Jordanie i jego piaszczystych brzegach. Nie mam wątpliwości, że uważny także w odkrywaniu tych, które wzywają do przygotowania drogi Panu, do prostowania ścieżek do Niego, do dostrzeżenia Bożego Baranka w życiu swoim i swojej rodziny...
Jeszcze jedno na koniec chciałbym dodać. Biskup też jest trochę jak szyper, też musi umieć prowadzić statek Diecezji po różnych falach, wierzcie mi, czasem bardzo wzburzonych. Musi umieć omijać „kamienne rafy, pojedyncze głazy, grzępy, wałujące się po dnie stępale i dęby, cykliczne wypłycenia”. I musi mieć dobrą pamięć. Zapewniam Was tego wieczora, że ja w swojej dobrej pamięci zawsze zachowam to, jak wspaniale 1 czerwca tego roku przeprawialiście się przez Wisłę z wizerunkiem Pani Jasnogórskiej. Jak sprawnie to zorganizowaliście! I ile w tej pamiętnej przeprawie, która weszła do annałów, do kronik Nawiedzenia Diecezji Płockiej, było wiary, ile miłości i ile świadectwa! Jak wyraziście spełniała się tamtego dnia modlitwa poety (Ks. Jana Twardowskiego):

„Madonno Mazowiecka z Płocka,
Królowo równin Mazowsza
ze skarpy wiślanej,
- módl się za nami.

Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego 
Nastolatko królewno 
ze świętymi rączkami 
- módl się za nami”.

Niech się wciąż ta modlitwa spełnia.
A Ty, „Barbaro święta, o płockich wodniakach pamiętaj!” 
Amen.