Pan Bóg i starość

SONY DSC

Niedawno zostałem wezwany do staruszki, aby udzielić jej namaszczenia chorych. Przyjechał po mnie jej siostrzeniec, który już długi czas opiekował się swoją ciocią. Zawsze podziwiałem go za taką solidną, wręcz synowską opiekę nad ciocią. Trzeba było zrobić dosłownie wszystko przy leżącej i chorej kobiecie. Od nakarmienia poprzez nocne czuwanie obok. Po modlitwie i namaszczeniu, ze łzami w oczach, ów mężczyzna powiedział, że starość nie udała się Panu Bogu… Czy naprawdę tak jest?

Faktycznie tak jest, że ciało, które służyło nam przez całe życie, nagle odmawia posłuszeństwa. Proste czynności zaczynają być skomplikowane. Bez pomocy drugiej osoby nie damy sobie rady. Sądzę, że starość i cierpienie są po coś. Są nam dane jako zadanie i misja. Starość osoby żyjącej obok wyzwala w nas większą wrażliwość, pozwala kochać prawdziwie, pochylać się (dosłownie) nad człowiekiem, szukać sensu cierpienia i śmierci (jedynie wiara pozwala dać odpowiedzi na te najważniejsze pytania). W pędzącym coraz szybciej świecie, cierpienie i starość pozwalają zatrzymać się, a wręcz zmuszają do tego. I okazuje się wtedy, że wszystkie nasze ważne sprawy stają się mniej ważne, albo nawet wcale nie konieczne.

Samemu człowiekowi choremu i starszemu też służy ten czas jesieni życia. Ma więcej czasu dla Boga, do modlitwy, do miłości wzajemnej. Wreszcie jest to czas podsumowania życia i ostatecznego przygotowania i oczekiwania na zaproszenie na ucztę w niebie.

Dzieci wiedzą lepiej: starość jest do kochania!