Siostra Bartłomieja

Siostra Bartłomieja Genowefa Orzoł często opowiadała o swoim przyjeździe do Płocka w 1954 r., kiedy postanowiła wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Pasjonistek. Miała 23 lata, wychowała się w parafii Baranowo, położonej na kresach ówczesnej diecezji płockiej, niemal w sercu Kurpi Zielonych.

 Siostra Bartłomieja Genowefa Orzoł często opowiadała o swoim przyjeździe do Płocka w 1954 r., kiedy postanowiła wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Pasjonistek. Miała 23 lata, wychowała się w parafii Baranowo, położonej na kresach ówczesnej diecezji płockiej, niemal w sercu Kurpi Zielonych. Autobus z Ostrołęki przywiózł ją na dworzec przy Jachowicza, na dobrą sprawę nie znała drogi do klasztoru i w pierwszej chwili nie wiedziała co począć z pierzyną i drugim równie dużym bagażem, zawierającym zakonną wyprawę. Niewiele się namyślając, pierzyną wepchnęła pod dworcową ławkę, by po nią wrócić później, drugi bagaż zarzuciła na plecy i pobiegła na Sienkiewicza.

 Kiedy we wtorek, 19 maja 2020 r., żegnaliśmy w Bazylice Katedralnej w Płocku zmarłą Siostrę Bartłomieję, myślałem o tamtej podróży młodej kurpianki, czasami za małej wzrostem, aby udźwignąć bagaże życia, ale o wystarczająco wielkim sercu, by nie upaść pod żadnym ciężarem. Jej serce nakarmione zostało widokiem nadnarwiańskich lasów, których woń i świeżość do końca życia - jestem o tym przekonany – upajały jej duszę. Pewnie często o świcie w Płocku było jej tak, jak u Konopnickiej: „Zamodrzała puszcza świtem, postukuje bartnik sitem (…) słychać brzęk daleki, złotym miodem sławne płyną/ Kurpiowskie pasieki” [Na Kurpikach]. 

 Od ukochanych, zamodrzałych świtów silniejsze okazało się powołanie zakonne, którego bezpośrednim pretekstem miał być obrazek św. Tereski od Dzieciątka Jezus, który znalazła na strychu rodzinnego domu. Początkowo nawet nie wiedziała, kogo przedstawia, dopiero kiedy mama opowiedziała o św. Teresce, z determinacją zaczęła realizować swój zamiar. W dojrzewaniu powołania wielką rolę odegrała silna wiara ludu kurpiowskiego, mądrze wzmacniana przez duszpasterzy Baranowskiej parafii. Spośród wielu, trzeba wspomnieć szczególnie dwóch: ks. prof. F. Flaczyńskiego i ks. J. Trzaskomę, którzy wierność Kościołowi i Polsce przypłacili śmiercią w Dachau.

 Ks. Franciszek Flaczyński, nota bene teolog moralista, który był proboszczem w Baranowie w latach 1930 – 35, zapisał w kronice, parafialnej: „Parafianie uczęszczają chętnie na nabożeństwa w dni świąteczne. Wielki kościół murowany w niektóre święta zapełnia się cały, a w zwykłe niedziele w 3/4 częściach. (…) Mimo mrozów i niepogody duża liczba parafian bywa na nabożeństwach. Bardzo duża liczba parafian zostaje co niedziela i święto po sumie i czeka nieszporów. Do spowiedzi i komunii św. spieszą chętnie zwłaszcza kobiety, a i pośród mężczyzn chyba większość bywa więcej niż raz na rok u spowiedzi”.

 To za czasów ks. F. Flaczyńskiego pobudowano w Baranowie w ciągu roku Dom Parafialny, w którym wystawiano m.in. przedstawienie. „Do większych ja rzeczy urodzony" [o św. Stanisławie Kostce] czy też jasełka „Betlejem Polskie" Rydla, grane przy wypełnionej sali. Proboszcz Flaczyński ożywił w parafii kult eucharystyczny, uaktywnił działalność istniejących organizacji religijnych: „Bractwa różańcowego" (100 osób), „Bractwa żywego różańca" czy „Kółka misyjnego". 

 Następcą ks. F. Flaczyńskiego został ks. Jan Trzaskoma, były kapelan Wojska Polskiego, który za udział w wojnie z bolszewikami został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. W Baranowie rozwijał szeroką działalność patriotyczno-społeczną wśród dorosłych i młodzieży. Młodzież wychowywał – jak sam mówił - na „uświadomionych, pełnowartościowych, gorliwych, mocnych i konsekwentnych katolików.” Aresztowany na początku września, 1939, najpierw został zwolniony, potem znowu aresztowany i osadzony w Dachau. W rozmowie z Niemcem, który z sarkazmem wyrażał się o Polsce, ks. Trzaskoma powiedział: „Zabraliście nam ziemię, zabraliście nam wolność, ale serca do tej ziemi nam nie wydrzecie".

 Męstwo siostry Bartłomiei ujawniło się podczas 64 lat pracy w Seminarium Płockim, gdzie jako skromna kucharka była naszym najważniejszym profesorem dobroci, kierownikiem duchowym uczącym pogody ducha, czułym lekarzem w depresjach alumnowskich, do końca żywym źródłem pozytywnego myślenia. Jakimś niezwykłym zmysłem odkrywała wszystkich potrzebujących pomocy, tak wśród ludzi jak i zwierząt, zarówno w seminarium jak i poza. 

 Kiedy we wtorek klerycy wynosili trumnę z jej ciałem, zdawało mi się, że słyszę bicie dzwonu „Bartłomiej” – to jeden z trzech dzwonów, które ufundował ks. F. Flaczyński w Baranowie w 1934 r. i widzę to, o czym wspominał w Kronice: „gdy w wielki piątek celebrans kładzie się krzyżem, wszyscy obecni w kościele [w Baranowie] padają również krzyżem”. 

 Zamodrzała puszcza świtem