Wady narodowe, Wielki Post i kasjerki z Biedronki

Niedawno wybitny polski filozof, T. Gadacz, wymienił 12 wad Polaków. Znalazły się wśród nich: melancholia rodząca się z porażki, myślenie w kategorii etniczności przeistaczającej się w prymitywny nacjonalizm, rewolucja bez reformacji, niezdolność przyznania się do winy, podejrzliwość, odwet, resentymentalna zawiść, polski instynkt antypaństwowy, przedkładanie sprytu nad prawdy oczywiste, brak uspołecznienia, niecierpliwość „w rzeczach narodowych, która jest rozdarciem historii”. Najcięższa wada według Profesora dotyczy zdrady solidarności, która kieruje człowieka do wszystkich, a nie przeciwko komukolwiek.

 

    Niedawno wybitny polski filozof, T. Gadacz, wymienił 12 wad Polaków. Znalazły się wśród nich: melancholia rodząca się z porażki, myślenie w kategorii etniczności przeistaczającej się w prymitywny nacjonalizm, rewolucja bez reformacji, niezdolność przyznania się do winy, podejrzliwość, odwet, resentymentalna zawiść, polski instynkt antypaństwowy, przedkładanie sprytu nad prawdy oczywiste, brak uspołecznienia, niecierpliwość „w rzeczach narodowych, która jest rozdarciem historii”. Najcięższa wada według Profesora dotyczy zdrady solidarności, która kieruje człowieka do wszystkich, a nie przeciwko komukolwiek.

    Słabością tworzenia takich katalogów jest to, że przypinają one łatki wszystkim Polakom, nie mobilizując najczęściej do rachunku sumienia, a zwłaszcza systematycznej pracy nad naszą kulturą moralną. Zauważcie jak wielu jest krytyków społecznych zachowań Polaków. Prawie wszyscy uwikłani są w siatki ideologii partyjnej, światopoglądowej, religijnej. W konsekwencji dominują oskarżenia, brakuje natomiast programu naprawy charakteru Polaków. Dlaczego nie wykorzystać do tego Wielkiego Postu, czasu nawrócenia indywidualnego i społecznego?

    Napisałem ostatnie zdanie i sam się przestraszyłem dawki idealizmu. Kto bowiem mógłby zaproponować naprawę wad, które wymienia T. Gadacz? Czy jest to wykonalne przy stanie polskiej rodziny, kłótniach o programy szkolne, przy współczesnym chaosie postmodernistycznym? Nawet polski Kościół zdaje się abdykuje w tej dziedzinie. Ostatnim, który miał odwagę mówić o polskich wadach narodowych był nieodżałowany Prymas Tysiąclecia. W wolnej Polsce nie słychać o tym w kazaniach, nie mówi się na rekolekcjach, nie czyta w listach biskupów. Jak łatwo oddaliśmy w ręce polityków pamięć o ofiarach Smoleńska (!). Przecież religijna pamięć, a zwłaszcza modlitwa za ofiary tragedii pod Smoleńskiem, o zgodę narodową, o to co prof. T. Sławek nazywa przedpartyjnym etosem, powinny wybrzmieć w duszpasterskich sposobach przepracowania traumy posmoleńskiej.

    Ludzie Kościoła usprawiedliwiają się pewnie tym, ze praca w konfesjonale, formacja sumień, ciągły dyskurs o pojednaniu nie są niczym innym jak pracą nad charakterem Polaków. Jest w tym dużo prawdy. Wystarczy zamyślić się nad słowami św. Franciszek z Pauli, pustelnika włoskiego z XV w, którego wspomnienie liturgiczne przypadało 2 kwietnia Zachęca on do zapanowania nad taką pamięcią o wyrządzonych krzywdach, która nas rani. Ta pamięć „jest niesprawiedliwością, dopełnieniem gniewu, podtrzymuje grzech, jest nienawiścią sprawiedliwości, zardzewiałą strzałą, trucizną duszy, roztrwonieniem cnót, robakiem umysłu, roztargnieniem w modlitwie, odarciem próśb, które skierowane są do Boga, pozbawieniem miłości, gwoździem tkwiącym w duszy, nigdy nie usypiającą nieprawością, nigdy nie opuszczającym grzechem i codzienną śmiercią” (List św. Franciszka z Pauli).

    Czy można pomarzyć, że wyjmowaniu zardzewiałych strzał i gwoździ z naszych dusz, będą towarzyszyć pozytywne działanie społeczne, w których odnajdziemy drogę do naszych przeciwników. Specjaliści od komunikacji podkreślają, ze ludzie łatwiej się otwierają na nowe fakty, kiedy mają poczucie, że nikt nie kwestionuje ich poczucia godności, światopoglądu czy religii. Dlaczego nie zaprosić oponentów do wspólnego zastanawiania się nad tym, co można zrobić w parafii, gminie, bloku? Nie okazujmy nikomu wyższości lub drwiny, nie przybierajmy stroju wszystkowiedzących, starajmy się znaleźć klucz do naszych przeciwników. W Polsce za często śmiejemy się z drugiej strony, a za mało płaczemy nad samymi sobą.

    Za mało uważnie przyglądamy się też pozytywnym ludziom, których Pan Bóg zsyła za naszych dni. Niewątpliwie taką postacią był ks. Jan Kaczkowski, którego rocznicę śmierci obchodzimy. Jego książki rozchodzą się jak świeże bułeczki, może więc warto wsłuchać się w to, co mówił nie tylko na temat chorób i opieki paliatywnej. Swoim męstwem życia zarażał malkontentów, wietrzących spiski, dostrzegających wrogów. Czy nie mógłby pogodzić tych, którzy w ramach obchodów smoleńskich potrzebują patetycznej retoryki z tymi, którzy swój ból i smutek przeżywają w ciszy?

    W końcu zastanawiam się, jakie znaczenie dla edukacji kulturowej Polaków może mieć skromna wprawdzie, ale symptomatyczna grzeczność kasjerek z Biedronki, które każdego klienta witają serdecznym „dzień dobry”. Pewnie właściciele supermarketów nie wprowadzili tego zwyczaju po to, aby uczyć nas kultury. Zamiast go wyśmiewać – czy nie daj Boże ignorować - warto potraktować jako zachętę do rozpowszechniania grzeczności, pozdrawiania się na trasach spacerowych, w biurach, kolejkach, poczekalniach; wszędzie, gdzie nasza gburowatość, melancholia, resentymenty czynią nas smutnymi, obojętnymi na siebie, zdenerwowanymi z byle powodu.