Ale nam się wydarzyło…

Po mrokach Wielkiego Postu wzeszło światło Zmartwychwstania – przyszła pora na radosne Alleluja!. Całun Turyński, „boskie oblicze” z Manopello są materialnymi dowodami na cud zmartwychwstania Jezusa. Jeśli zaś chodzi o same cuda, to istnieją dwie kategorie ludzi. Jedni upatrują ich w każdym, nawet dość błahym zdarzeniu, inni podchodzą raczej nieufnie. Ja sama czasem żartuję, po studiach teologicznych zostało mi przekonanie, że zdarzają się raczej rzadko.

Po mrokach Wielkiego Postu wzeszło światło Zmartwychwstania – przyszła pora na radosne Alleluja!. Całun Turyński, „boskie oblicze” z Manopello są materialnymi dowodami na cud zmartwychwstania Jezusa. Jeśli zaś chodzi o same cuda, to istnieją dwie kategorie ludzi. Jedni upatrują ich w każdym, nawet dość błahym zdarzeniu, inni podchodzą raczej nieufnie. Ja sama czasem żartuję, po studiach teologicznych zostało mi przekonanie, że zdarzają się raczej rzadko.

 Blog 11

Ale i mnie sceptykowi przydarzył się podczas pewnej pielgrzymki cud. Wraz z grupą innych osób doświadczyłam czegoś, co się po ludzku w głowie nie mieści. To było ładnych kilka lat temu. Celem autokarowej wyprawy była m.in. Fatima. Pamiętam, że miałam w tym miejscu „przesilenie”, straciłam ochotę do wspólnej modlitwy, drażnili mnie inni ludzie. Jednym z pierwszych punktów programu było przejście Drogą Krzyżową, ufundowaną przez Żyda, który uratował się w tym mieście w czasie pożogi Szoah.

Zanim rozpoczęliśmy pokonywanie długich alejek z pokaźnymi rzeźbami, w grupie rozeszła się wieść, że jedna z uczestniczek pielgrzymki będzie musiała wracać do kraju – zaginął jej mąż. Kobieta mimo tego modliła się razem z nami, z tyłu obserwowałam jej pochyloną sylwetkę i poruszane łkaniem plecy. Oczywiście modliliśmy się o to, aby ta smutna sytuacja szczęśliwie się wyjaśniła, a nasza koleżanka z grupy nie musiała wracać do kraju.

Nasza modlitwa została wysłuchana. Przy trzynastej stacji organizator pielgrzymki odebrał telefon, że zaginiony odnalazł się szpitalu na południu kraju: odzyskał pamięć po pobiciu przez bandytów (mieszkał w centralnej Polsce). Nasza radość była ogromna. Potem w Fatimie uderzyło mnie jeszcze jedno: to miejsce jest inne niż wszystkie. W Dolinie da Iria, gdzie Matka Boża ukazywała się trojgu dzieciom, wciąż wieje wiatr...

Cudem było dla mnie też  27 lat pontyfikatu Jana Pawła II. Kiedy zmarł w 2005 roku „będąc młodą dziennikarką” zostałam wysłana na wywiad do ks. prof. Henryka Seweryniaka. Jak to kobieta w takich sytuacjach, pełnia żalu, z twarzą spuchniętą od płaczu, musiałam wziąć się w garść i przepytać teologa na okoliczność wagi i znaczenia minionego już pontyfikatu. Tymczasem ksiądz profesor, ku mojemu zdumieniu, nie rozpaczał. Za śp. Papieżem powtórzył: „Ale nam się wydarzyło…”. Taki tytuł miał później ten wywiad.        

I jeszcze słowo o wdzięczności. Powinniśmy ją odczuwać wobec dwóch kobiet, dzięki którym „słowiański papież” mógł zostać beatyfikowany, a lada dzień będzie kanonizowany. Myślę oczywiście o siostrze Marie Simon-Pierre Normand z Francji i Floribeth Mory Diaz z Kostaryki. Tak bardzo zaufały, że dostąpiły łaski uzdrowienia.