Katolik i kozetka

W ostatnich tygodniach w mediach katolickich natknęłam się na serię artykułów o tym, że katolik nie powinien obawiać się pomocy psychologicznej, a wręcz przeciwnie – tylko psycholog czy psychiatra jest w stanie w pewnych sytuacjach mu pomóc. Sama wiara tego nie zdziała. Nie jestem psychologiem, choć lubię czytywać artykuły o tej tematyce i zgadzam się w zupełności z ks. dr. Jackiem Prusakiem: „Są takie problemy emocjonalne, których nie da się uleczyć jedynie przez modlitwę czy sakramenty. Potrzebny jest drugi człowiek”. Amen.

Fot. blog 76.jpg

Fot: Spotkania z Zabytkami.pl

W ostatnich tygodniach w mediach katolickich natknęłam się na serię artykułów o tym, że katolik nie powinien obawiać się pomocy psychologicznej, a wręcz przeciwnie – tylko psycholog czy psychiatra jest w stanie w pewnych sytuacjach mu pomóc. Sama wiara tego nie zdziała. Nie jestem psychologiem, choć lubię czytywać artykuły o tej tematyce i zgadzam się w zupełności z ks. dr. Jackiem Prusakiem: „Są takie problemy emocjonalne, których nie da się uleczyć jedynie przez modlitwę czy sakramenty. Potrzebny jest drugi człowiek”. Amen. 

Idzie jesień. Niebawem już o godzinie 16.00 po południu świat będzie spowijał mrok. To niedobra pora dla wszystkich, którzy borykają się ze zmartwieniami, kłopotami, mają słabą psychikę, albo - co gorzej - są od czegoś uzależnieni. Po tym, jak papież Franciszek przyznał, że w pewnym okresie swojego życia korzystał z pomocy psychologa, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że katolikowi, który praktykuje swoją wiarę, uczęszcza w niedzielę na Mszę świętą i systematycznie się spowiada, czasami potrzebny jest psycholog, psychoterapeuta lub psychiatra.

Ja o tym nie wątpię, autorzy przeczytanych przeze mnie artykułów też nie, ale pamiętam, że za zgrozą wysłuchałam kiedyś perory pewnego gorliwego katolika o tym, że sama modlitwa uleczy z alkoholizmu. Tak, pewnie Matta Talbota uleczyła, ale to jednak wyjątek. Podobnie, jak ze zdziwieniem wysłuchałam kiedyś duchownego, który nie wierzył, że ludzie mogą mieć depresję. Mogą i mają. Objawy bywają różne, ale z moich obserwacji wynika, że zaczyna się od smutku. Zwykłego smutku, z którym zwykli ludzie jakoś sobie radzą, ale ludzie chorzy już nie.

Z depresją kojarzy mi się rzeźba Bolesława Biegasa (właściwie Biegalskiego, urodzonego w 1877 roku w Koziczynie koło Ciechanowa, zmarłego w 1954 roku w Paryżu) w naszym Muzeum Mazowieckim w Płocku. Przedstawia mężczyznę, który rękami zakrywa sam siebie, chowa się przed samym sobą i przed światem, nie chce, żeby ktoś go zobaczył. Rzeźba nosi tytuł „Samotność”.

Z tego kokonu trudno wyjść o własnych siłach. Nie ma co łatwowiernie czekać na cud, który nie ziścił się w przypadku znanej mi osoby, której dorosły syn pije od wielu lat i ona od wielu lat modli się o jego trzeźwość, ale cud się nie zdarza. Nie ma co się męczyć, gdy trudno jest poradzić się sobie z samym sobą. Trzeba odrzucić wstyd i lęk, i pójść do specjalisty.

Ks. dr Jacek Prusak SJ, teolog i psychoterapeuta: „Korzystanie z pomocy psychologa nie jest oznaką słabości, ale odwagi, a nawet dojrzałości”; „Pomoc terapeutyczna nie jest tylko ukierunkowana na leczenie zaburzeń psychicznych, ale także na przejście przez wszelkiego rodzaju kryzysy”; „Nie wierzę w cudowne uzdrowienia psychiczne rozumiane w sposób potoczny jako zmiana osobowości. Nie spotkałem takich osób”; „Przeżywając trudności odwołujemy się do wiary, ponieważ ona jest pomocą w ich przeżywaniu i przezwyciężaniu” („Przewodnik Katolicki” nr 37 z 17 września 2017 r.).

Właśnie – pomocą, ale nie terapią. Jeśli ktoś przeżywa problemy psychiczne, ale się modli (niektórzy przecież nie są w stanie tego wówczas robić), to modlitwa jest z pewnością elementem wspierającym, dodaje siły i otuchy, ale to nie to samo co pomoc psychologa, to nie to samo co sesje z terapeutą. Nie łudźmy się, że sama modlitwa wystarczy, bo nie wystarczy: „Finalnie rany leczy Pan Bóg. Ale posługuje się terapią” – uważa Maria Krzemień, psycholog chrześcijański i psychoterapeuta, w wywiadzie pod znamiennym tytułem: „Smutek i lęk, które dominują. Te zaburzenia trzeba oddać Bogu… na terapii” (Portal Alateia, 16 września 2017 r.) .      

Pewnie, że nawet z terapią bywa różnie. Znam osobę, która sama „jakoś” poradziła sobie z dość łagodnymi objawami depresji. I znam osobę, która gdy już się jej nie chciało żyć, poszła do terapeuty. Po około roku orzekł on, że terapia przebiegła pomyślnie i można ją zakończyć. Znam osobę, która musiała brać tabletki, żeby inaczej spojrzeć na świat. I znam osobę, która na wszystkie problemy psychiczne zaleca tylko modlitwę.

Ucieczka w modlitwę przed problemem rozwiąże go tylko chwilowo. Nieraz bez kozetki się nie obejdzie. Bo jest tak, jak śpiewał przed laty pewien artysta: „czasami człowiek musi, inaczej się udusi…”. Czasami człowiek wierzący musi poszukać profesjonalnej pomocy, aby uleczyć swoją psychikę, a ostatecznie duszę. Pan Bóg stworzył na przecież jako psycho-duchowo-fizyczną jedność.