Kilka refleksji (przed) świątecznych

„Dziś Niedziela Palmowa, a my przeniesiemy się pod palmy” – zaświergotała radośnie pewna prezenterka w telewizji śniadaniowej. Wielu jednak tego ranka nie siedziało przed telewizorem, lecz tradycyjnie poszło ze swoją palmą do kościoła, by tak właśnie rozpocząć Wielki Tydzień. Kończy się Wielki Post, za chwilę będziemy świętować Zmartwychwstanie.

„Dziś Niedziela Palmowa, a my przeniesiemy się pod palmy” – zaświergotała radośnie pewna prezenterka w telewizji śniadaniowej. Wielu jednak tego ranka nie siedziało przed telewizorem, lecz tradycyjnie poszło ze swoją palmą do kościoła, by tak właśnie rozpocząć Wielki Tydzień. Kończy się Wielki Post, za chwilę będziemy świętować Zmartwychwstanie.

Moją uwagę w czasie tegorocznego Wielkiego Postu zwróciła najnowsza interpretacja zachowania płaczek jerozolimskich, które Jezus spotkał na Drodze Krzyżowej. Otóż od tego roku należy nimi pogardzać, ponieważ nie było u nich „głębszej refleksji”. Hm, św. Tomasz po zmartwychwstaniu też jej kiedyś rzekomo nie miał, a współcześnie naucza się, że tylko on ze wszystkich apostołów zdał sobie sprawę z konsekwencji zmartwychwstania Jezusa.

Ja dla odmiany byłam w tym roku płaczką katedralną, podczas rekolekcji dla wdów, wdowców i chorych onkologicznie. Poraziły mnie świadectwa osób, doświadczonych przez chorobę własną bądź bliskich. Znany w Płocku pan Andrzej Mejer cytował swoją wnuczkę: „Płakałaś – mówił dziewczynka do swojej mamy, córki chorej pani Leny. – Masz smutne oczy. Wątpisz. Pan Bóg Cię nie wysłucha”. 

„Na początku choroby zawierzyłam Tomka Bożemu Miłosierdziu. Miłość zwycięża cierpienie” – świadczyła w katedrze pani Iwona Ziółkowska, matka śp. Tomka, który odszedł do Pana w wieku 24 lat. A to przecież to nie jest wiek do umierania. „Nie unikaj świadczenia o działaniu Boga w twojej chorobie”, napisał ks. profesor Ireneusz Mroczkowski w 10 punkcie „Dekalogu dla chorych na raka”. Dlatego świadczyli, wspólnie chorzy i ich bliscy, pełni wiary: „Wiem, że jesteś Życiem. Przecież umieram” (ks. J.S. Pasierb).

Już prawie na zakończenie Wielkiego Postu na półce w księgarni diecezjalnej dostrzegłam niewielkie dziełko „Diabeł tkwi w pokusach”. Autorem jednej z wielkopostnych katechez jest ks. Wiesław Pietrzak SCJ. Sercanin napisał o pokusie koncentracji na sobie. Ku przestrodze przeczytałam więc:

„Jeśli od słuchania radia, czytania gazety, sięgania po komórkę czy sprawdzenia poczty zaczynam swój dzień, to znak, że cały porządek mego umysłu i serca poddany jest nieopanowanemu poszukiwaniu informacji. Pokusa, by wiedzieć natychmiast, sprawia, że to, czego dowiem się w danej chwili, jest o wiele ważniejsze niż to, co obiektywnie na to zasługuje. Pokusa ta, jeśli się jej oddaję, zaciemnia pytanie o to, skąd jestem i dokąd idę. Pytanie, na które odpowiada Bóg, nie media”.

Racja. Od nadmiaru informacji ludzkość nie staje się bardziej ludzka, katolik bardziej katolicki, dziennikarz bardziej inteligentny, a rzecznik bardziej elokwentny. Z tego nadmiaru informacji wokół nic bowiem dobrego nie wynika. Już w czasie lektury cytowanego tekstu przypomnieli mi się wszyscy, którzy nie odrywają wzroku od swoich komórek z internetem, od fejsbuków i tweetów, od sieczki na forach internetowych. Szkoda mi ich.

Im wszystkim, ale sobie też, w przeddzień Wielkiej Nocy życzę, aby efektem dobrze przeżytego Wielkiego Postu było „złapanie” równowagi duchowej. Alleluja!