Na krzyż z nim

Skąd my to znamy? Rozochocona tłuszcza żąda krwi. Natychmiast! Jest winien – mainstreamowe media nie mają wątpliwości. Jak można, wbrew prawu, uparcie realizować swoje zdanie, jak można nie liczyć się ze zdaniem bohaterki dramatu i tzw. opinii publicznej? Jak można po raz kolejny pokazać, że ma się sumienie i że jest ono ponad prawem stanowionym?

Skąd my to znamy? Rozochocona tłuszcza żąda krwi. Natychmiast! Jest winien – mainstreamowe media nie mają wątpliwości. Jak można, wbrew prawu, uparcie realizować swoje zdanie, jak można nie liczyć się ze zdaniem bohaterki dramatu i tzw. opinii publicznej? Jak można po raz kolejny pokazać, że ma się sumienie i że jest ono ponad prawem stanowionym?

Ale profesora Chazana z nomen omen Szpitala św. Rodziny złamać niełatwo. Od jakiegoś czasu udziela wywiadów wszystkim, którzy go o to proszą. Nie zrażają go liberalne media. Profesor tłumaczy (nie tłumaczy się), wyjaśnia, interpretuje. W ciągu tych dni dowiedziałam się więcej o życiu nienarodzonego dziecka niż przez całe swoje dotychczasowe życie.

Na co profesor się nie zgodził? Na mord. W jednym z wywiadów mówi, jak wygląda aborcja w 22-24 tygodniu życia w obdarzonymi bodaj największą liczbą naukowców na świecie Stanami Zjednoczonymi: „(…) przy osiągnięciu wystarczającego rozwarcia szyjki macicy wyciąga się nóżki i tułów dziecka na zewnątrz, a następnie przekłuwa się główkę dziecka, tak aby wyciekł mu mózg, co umożliwia wydobycie główki”. Czyli horror.

W Polsce postępuje się jednak „łagodniej”: „Podaje się kobiecie środki naskurczowe, zakłada prostaglandyny do szyjki macicy, czasem cewnik Foleya. Tego typu techniki mogą wywołać zakażenie u kobiety albo hiperstymulację macicy, co jest dla niej bardzo niebezpieczne. Powodują one także cierpienie dziecka. Później wywołuje się naturalny poród dziecka”. Mimo tego zdarza się, że rodzi się żywe dziecko, na przykład z zespołem Downa, taki przypadek miał miejsce niedawno we Wrocławiu.

Roztrząsany przez media przypadek jest dramatyczny. Nie wiemy, jakie motywy kierują pacjentką profesora i czy badania, które wskazały na poważne wady nienarodzonego dziecka są wiarygodne. Zdaniem specjalisty nie. Nam laikom pozostaje modlić się, aby ta cała sytuacja skończyła się jak najlepiej dla dziecka i matki, o profesorze nie wspominając.

Na koniec historia z życia wzięta. Kilkadziesiąt lat temu w ciążę zaszła 47-letnia kobieta, to była jej kolejna ciąża. Czasy były takie, że aborcja w naszym kraju była stosowana jako środek antykoncepcyjny. Nikt publicznie nie zajmował się ochroną życia poczętego, nie było na ten temat publikacji i wieców. Gdy lekarz tę pacjentkę zbadał, zaczął na nią krzyczeć. Babcie przecież nie rodzą dzieci. Nawet, jeśli urodzi, może wydać na świat dziecko z zespołem Downa czy innymi schorzeniami, uniemożliwiającymi normalne życie.

Kobieta nie była szczególnie religijna (całe życie w PRL-u zrobiło swoje), ale nawet przez myśl jej nie przyszło, żeby zabić dziecko, które się poczęło. Dziecko przyszło na świat, gdy jego matka miała lat 48. Wszystko skończyło się dobrze. Urodziło się całe i zdrowe, i było bardzo kochane przez rodziców i rodzeństwo. Dziś, gdy ta osoba sadzi kwiaty na grobie rodziców, nie może przestać dziękować za nich Bogu. I za życie.