Prawda tłumacza jest naga

To będzie wpis na poły sentymentalny. Ania z Zielonego Wzgórza była ulubioną bohaterką mojego dzieciństwa. Dla kilkuletniej dziewczynki Eli przeczytanie „tomiszcza” pierwszej części sagi o Ani autorstwa Lucy Maud Montgomery było nie lada wyczynem. Teraz, po latach, okazuje się, że nie ma już Ani z Zielonego Wzgórza – kolejna tłumaczka stworzyła niejako nową bohaterkę – Anne z Zielonych Szczytów!

240Px Lmmontgomery1884

Media donoszą, że nowe tłumaczenie książki o Ani Shirley - dziewczynce, która czuła się nie dość kochana, była bardzo wrażliwa, miała ogromną wyobraźnię, wzbudziło kontrowersje. Zmienił się przede wszystkim tytuł książki – zamiast „Ani z Zielonego Wzgórza” jest „Anne z Zielonych Szczytów”. Tłumaczka Anna Bańkowska postanowiła być wierna oryginałowi. Odwołała się do dzienników Lucy Maud Montgomery (1874-1942), w których pisarka ubolewa, że „gables”, to żadne tam wzgórze. Chodziło jej o trójkątne ściany łączące dwie części spadzistego dachu, czyli… szczyty.

Tymczasem Rozalia Bernsteinowa w 1911 roku przełożyła „Green Gables” jako „Zielone Wzgórze”, bo podczas pracy korzystała ze szwedzkiego wydania książki, a tam dokonano takiego właśnie przekładu. Ba, w Kanadzie, w tym na Wyspie Księcia Edwarda, czyli Prince Edward Island domy z kilkoma szczytami są bardzo popularne, więc nazwę „Zielone Szczyty” aktualna tłumaczka uznała za jak najbardziej właściwą.

Kolejny obalony mit, to pokój Ani na facjatce, czyli poddaszu. Z literalnego tłumaczenia wynika, że pokój Ani znajdował się na pierwszym piętrze domu, przy szczytowej ścianie budynku. Anna Bańkowska zamieniła też imiona znanych bohaterów na angielskie. I tak zamiast Maryli jest Marilla, zamiast Mateusza jest Mathew, a Małgorzata Linde powróciła do swojego pierwotnego imienia - Rachel.

„Zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania” – stwierdza tłumaczka w wywiadach.

Moje pytanie jest takie: czy tłumacz literatury beletrystycznej musi trzymać się literalnie jej angielskich odpowiedników? Oczywiście translacja ma swoje prawa. Z pewnością w takiej dziedzinie jak na przykład medycyna tłumaczenie musi się zgadzać jota w jotę, ale czy w literaturze popularnej też? Zwłaszcza, że w przypadku Ani kolejne pokolenia polubiły i jej polskie imię, i Zielone Wzgórza, także dlatego, że one po prostu lepiej brzmią.

Teraz rodzi się pytanie, czy nowe tłumaczenie wyprze stare? Wielu czytelnikom nie przeszkadza kanadyjska Janka, Zosia, Karolek czy Mateusz pisane po polsku. Wolą zdecydowanie Anię z Zielonego Wzgórza niż Anię z Zielonych Dachów czy też Szczytów. Według mnie nowy tytuł brzmi po prostu kuriozalnie. Myślę, że translatorska wierność oryginałowi wprowadziła niepotrzebne zamieszanie. Czy to będzie jeszcze ta sama książka?

Może rzeczywiście przed laty źle przetłumaczono „gables”, ale patrząc na inne tytuły książek Montgomery można sądzić, że to wzgórze jest jednak dopuszczalne: „Rilla ze Złotego Brzegu”, „Pat ze Srebrnego Gaju”, „Ania z Szumiących Topoli”, „Jan ze Wzgórza Latarni”… Zachwyca nas przecież poetyka tych tytułów. Wielbiciele poprzedniego tłumaczenia książki o Ani mogą teraz czuć się odarci ze swych wspomnień i duchowych doznań. Prawda tłumacza jest naga.

Na zdjęciu: Lucy Maud Montgomery w wieku 10 lat.