Andrzej Drętkiewicz. Mocarz ducha

12 października 2017 r. w Książnicy Płockiej przeżyłem głębokie wzruszenie, połączone z żalem, a poniekąd i pretensją do siebie. W ramach Dni Kultury Chrześcijańskiej przewidziana była prezentacja książki Małgorzaty Białeckiej i Mileny Gurdy-Jaroszewskiej „Mocarz ducha. Andrzej Drętkiewicz we wspomnieniach”. Nie można było przeoczyć tego wydarzenia. Książka o pierwszym w wolnej Polsce prezydencie Płocka, a także ostatnim wojewodzie płockim, to przecież kawał historii każdego z nas. Pamiętam doskonale lata euforii solidarnościowej, autentyczną aktywność społeczników, w tym także wiernych świeckich. Byłem wtedy związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, do którego wprawdzie Pan Andrzej nigdy nie należał, prawdę mówiąc także nie przychodził na nasze spotkania, niemniej miał tu wielu zwolenników i współpracowników.

    12 października 2017 r. w Książnicy Płockiej  przeżyłem głębokie wzruszenie, połączone z żalem, a poniekąd  i pretensją do siebie.  W ramach   Dni Kultury Chrześcijańskiej przewidziana była prezentacja książki  Małgorzaty Białeckiej i Mileny Gurdy-Jaroszewskiej „Mocarz ducha. Andrzej Drętkiewicz we wspomnieniach”. Nie można było przeoczyć  tego wydarzenia. Książka o pierwszym w  wolnej Polsce prezydencie Płocka, a  także ostatnim wojewodzie  płockim, to przecież kawał historii każdego  z nas. Pamiętam  doskonale lata euforii solidarnościowej, autentyczną aktywność  społeczników, w tym także wiernych świeckich. Byłem wtedy związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, do którego  wprawdzie Pan Andrzej nigdy nie należał, prawdę mówiąc także nie przychodził na nasze spotkania, niemniej  miał tu  wielu zwolenników i współpracowników.

    Poszedłem na spotkanie także  dlatego, że krótko  przed nagłą śmiercią  pana Andrzeja, spotkałem go przed Szpitalem św. Trójcy w Płocku, gdy  wychodził  od swojej chorej  Mamy. Pamiętam, że komplementował wtedy  ks. prof. W. Góralskiego za jakiś artykuł bodaj w „Naszym Dzienniku”, bardzo mocno podkreślając potrzebę  jednoznaczności chrześcijańskiej i polskiej w życiu społecznym.  Jak zwykle był spokojny, poważny, choć w  jego  głosie dało się  wyczuć  niepokój o kierunek zmian  w  Ojczyźnie. 

    Nie mogąc być na pogrzebie, przypomniałem sobie owo spotkanie, zwłaszcza po przeczytaniu homilii pogrzebowej ks. bpa P. Libery. Ksiądz Biskup nazwał  Prezydenta Płocka „strażnikiem pamięci narodowej, skromnym i mądrym chrześcijaninem, cichym samarytaninem wiary”. Biskup dziękował  panu Andrzejowi za organizację pielgrzymki Jana Pawła II do Płocka w 1991, ale  wspomniał też, że  Prezydent  bardziej  martwił się   zapominaniem  o przesłaniu Jana Pawła II niż  swoim skromnym stanowiskiem księgowego, na którym był zresztą często upokarzany przez  partyjnych przełożonych.
Dlaczego więc przeżyłem szok w Książnicy? Po pierwsze, przyszło tak dużo ludzi, że  zabrało miejsca w Sali Kolumnowej.  Miałem wrażenie, że wszyscy chcą   podziękować  swojemu  szefowi, koledze, przyjacielowi za to, jakim był człowiekiem. Wielu  z nas nie zdążyło tego zrobić za  jego życia. Po drugie,  jakbyśmy chcieli mu wynagrodzić   osamotnienie, o którym  mówił trzy miesiące przed śmiercią do jednego z przyjaciół: „wiesz, tylko ty do mnie dzwonisz”. Trzy lata po śmierci może jest nam wstyd nie tylko  za brak telefonów, ale – jak wynika z ksiązki -  za zbyt     łatwe pogodzenie się z odsunięciem od  władzy  wszechstronnie wykształconego i kryształowo uczciwego  człowieka,  najpierw z prezydentury Płocka, a  potem z zarządu  Orlenu. 
    Pan A. Drętkiewicz nie znosił partyjnych przepychanek. Poczucie osobistej godności  nie pozwalało mu się  skarżyć, co nie znaczy, że nie bolały go kłótnie polityczne, koterie, które  szybko zaczęły się pojawiać nie tylko na szczeblu ogólnokrajowym, ale także płockim. Jako pierwszy niekomunistyczny  prezydent Płocka współpracował z ludźmi poprzedniego systemu, umiał docenić ich kompetencje  i lojalność. Niestety następcy nie okazali się tak wspaniałomyślni. Pewnie go to bolało, choć  na pożegnanie   napisał słowa, które świadczą o jego klasie::„Biorąc  odpowiedzialność za minione pięć lat [1990 – 1995, IM] życia miasta, pragnę stwierdzić, że sukcesy gminy były możliwe dzięki mądrości i  wysiłkowi wielu ludzi, zaangażowanych w rozwiązywaniu problemów miejskich. To dzięki tej zbiorowej pracy nasze miasto staje się nowocześniejsze, sprawniejsze i bardziej szczęśliwe. Zawsze mieliśmy świadomość, że nikt za nas niczego nie zrobi, niczego nam nie da i musimy liczyć na siebie. Pracować trzeba w zgodzie i w poświęceniu bez reszty, z całych swoich sił i zdolności dla dobra publicznego”. 
    Książka  o  A. Drętkiewiczu odsłania w sposób przejmujący  dwie jego  cechy: patriotyzm i religijność. Jego przywiązanie do bohaterów narodowych, przejawiające się tak samo w pamięci o rocznicach (począwszy od Powstania Styczniowego po Powstanie Warszawskie), jak i troska o  upamiętnienie ludzi Solidarności zarówno z Płocka, jak i Warszawy (ks. J. Popiełuszko) jest niezwykła.  Nie znam  nikogo, kto  by  zapalał  świeczki przez 63 dni Powstania Warszawskiego przy jednej ze  stacji Drogi Krzyżowej na Stanisławówce, upamiętniającej Powstanie,  czy tak  żarliwie  zabiegał o  upamiętnienie postaci  ks. Popiełuszki i pomordowanych w Katyniu.
    Ale też  tak cierpiał z powodu zapominania płocczan o rocznicach  wizyty Jana Pawła II w Płocku. 13 kwietnia 2008 r. Dzień Katyński przypadł w niedzielę  Były prezydent Płocka zanotował w swoim  „Dzienniku”:  Pojechałem z Michałkiem i Filipkiem [synowie p. Andrzeja – IM] na cmentarz komunalny. Pod Krzyżem Katyńskim zapaliliśmy znicze, modliliśmy się różańcem za pomordowanych na Wschodzie. (…) Przed nami ktoś zapalił jeden znicz. Ludzie przechodzili obok Krzyża i nawet się nie zatrzymywali (…) Miasto Płock śpi! Wielka ofiara  krwi pomordowanych oficerów, Sybiraków, cywilów (dorosłych i dzieci) jest jakby  zapomniana”. 
    Albo taki zapis, z 7 czerwca 2008 r., w 17 rocznicę pobytu Ojca św.  Jana Pawła II w Płocku:  „Około 14. byłem z dziećmi na miejscu, gdzie sprawowana była Eucharystia. Zapaliliśmy znicze (były tylko nasze) – 3 żółte. Pomodliliśmy się i zaśpiewaliśmy Barkę (…) Za rok o 14.30 znowu  z  całą rodziną był na Placu Celebry. Zapalili znicze i się pomodlili. Oprócz nich nikogo nie było, paliło się pięć zniczy. Pan Andrzej zapisał: „ Może Płocczanie już zapomnieli, może przyjdą na to miejsce później… Takie wielkie wydarzenie w historii miasta, a już uchodzi pamięci…”.  
    Panie Andrzeju, jak Bóg pozwoli,  zapalimy nowe znicze 7 czerwca 2018 r. i zaśpiewamy Barkę,  poruszeni  Pańskim świadectwem.  Póki co,   w rocznicę śmierci ks. Jerzego, 19.X  pojedziemy wieczorem  z Płockim Klubem Inteligencji katolickiej na tamę we Włocławku, aby w miejscu śmierci Kapelana Solidarności zmówić różaniec.  Nie zapomnimy również o Panu.