Bardziej papiescy niż papież?

Coraz bardziej zakłopotani bon motami papieża Franciszka okazują się być publicyści katoliccy, dla których papież jest Ojcem Świętym (T. Terlikowski) czy głową Kościoła, który pod kierunkiem Franciszka schodzi na dziady ( R. Ziemkiewicz). Dla pierwszego forma przepowiadania Papieża przesłania treść. Niepotrzebne są owe historyjki z życia wzięte, które nie tylko nie oddają całego kontekstu sytuacyjnego, to jeszcze wprowadzają w błąd, np. na temat słynnych już opłat za posługi księży.

Coraz bardziej zakłopotani bon motami papieża Franciszka okazują się być publicyści katoliccy, dla których papież jest Ojcem Świętym (T. Terlikowski) czy głową Kościoła, który pod kierunkiem Franciszka schodzi na dziady ( R. Ziemkiewicz). Dla pierwszego forma przepowiadania Papieża przesłania treść. Niepotrzebne są owe historyjki z życia wzięte, które nie tylko nie oddają całego kontekstu sytuacyjnego, to jeszcze wprowadzają w błąd, np. na temat słynnych już opłat za posługi księży.

Wydaje mi się, że u źródeł tych pretensji leży irytacja bardziej treścią propozycji duszpasterskich Franciszka, niż zła strategia komunikacyjna. O skutki strategii komunikacyjnej Papieża nie trzeba się tak bardzo martwić. Widać je było np. podczas pielgrzymki na Filipiny, gdzie na Msze święte i inne spotkania z Ojcem Świętym przychodziły miliony wiernych, dobrze rozumiejąc, co ma do powiedzenia. Gdyby krytycy Papieża poświęcili tyle samo uwagi treści nauczania Papieża na Filipinach co słynnemu zdaniu o królikach, na pewno by wzmocnili strategię komunikacyjną Ojca Świętego

Mamy tu do czynienia z dziennikarzami, którzy są bardziej papiescy niż papież. Wydaje im się, że lepiej wiedzą, jak powinien wyglądać model Kościoła ubogich, ile dzieci powinny rodzić filipińskie matki, jak powinni być opłacani duchowni itd. Nie neguję – broń Boże - prawa dziennikarzy do wypowiadania się na ten temat. Po co jednak agresja, jak w wypadku jednego, czy przesadzona krytyka, jak w wypadku drugiego. Skutki są podobne do tego, co robią lewicowi komentatorzy. Po udanej pielgrzymce na Filipiny, w TOK FM z uporem dyskutowano o królikach. Nikt tu nawet nie udawał, że chodzi o poprawienie strategii komunikacyjnej Papieża.

Przy uważnej lekturze tych – jak je nazywa T. Terlikowski – kłopotliwych bon motów Ojca Świętego - można zauważyć, że służą one wyrwaniu ludzi Kościoła z pobożnej, gładkiej mowy, która nie podejmuje narastających problemów. Czyż tak trudno odkryć, że w przypadku wzmianki o homoseksualistach, nie chodzi o żadną zmianę stosunku do zachowań seksualnych, ale – co jest od dawna zapisane w dokumentach kościelnych - o potwierdzenie godności każdego człowieka. Czy odpowiedzialne rodzicielstwo dotyczy tylko tych, którzy z egoizmu ograniczają ilość dzieci? A co powiedzieć o tych, którzy po dojrzalej decyzji sumienia, skonsultowanej z Bogiem, dochodzą do wniosku, że będą mieli dwoje lub troje?

Wiele irytacji, nie tylko w kręgach dziennikarzy, budzi papieska krytyka życia niektórych kapłanów, biskupów, kurialistów. Dokonuje się ona w kontekście ulubionego przez Papieża - ale przecież także przez Chrystusa - Kościoła ubogich. Papież nie tylko nie przeprowadza się do apartamentów papieskich, ale wprost mówi o chorobach kurialnych, jakie zakradły się do sposobu zarządzania Kościołem. W tym ostatnim aspekcie przedstawił „katalog’ 15 chorób, począwszy od poczucia bycia niezastąpionym, poprzez „martynizm” (od ewangelicznej Marty), chorobę umysłowego i duchowego „skamienienia”, duchowego Alzheimera, próżnej chwały, podwójnego życia, gadulstwa, szemrania i plotkarstwa, aż do choroby zamkniętych kręgów, gromadzenia i zysku doczesnego.

Kto ma o tym mówić, jak nie Papież? Czy zostawić to watykanistom, zewnętrznym krytykom Kościoła i antyklerykałom wojującym z Bogiem? Dlaczego nie przyjąć, że Papież czyni to w mocy Ducha Świętego? Nie tylko zresztą mówi, ale właśnie czyni.