Czy młode pokolenie nam brunatnieje?

Takie pytanie zadała dziennikarka jednemu ze znanych polskich socjologów (prof. Tomasz Szlendak). Pani J. Podgórska jest przerażona tym, że młodzi Polacy nie tylko żyją w „subświatach, nanokulturach i nie interesują się polityką”, ale wprost fascynują się nacjonalizmem, jawnie rasistowskie hasła głoszą dzieciaki z dobrych domów, renomowanych liceów, studenci z najlepszych uczelni. Jednym słowem grozi nam „wielka polska katolicka” („Polityka” 2015, nr 18, s. 14).

Takie pytanie zadała dziennikarka jednemu ze znanych polskich socjologów (prof. Tomasz Szlendak). Pani J. Podgórska jest przerażona tym, że młodzi Polacy nie tylko żyją w „subświatach, nanokulturach i nie interesują się polityką”, ale wprost fascynują się nacjonalizmem, jawnie rasistowskie hasła głoszą dzieciaki z dobrych domów, renomowanych liceów, studenci z najlepszych uczelni. Jednym słowem grozi nam „wielka polska katolicka” („Polityka” 2015, nr 18, s. 14).

Profesor nie zgadza się z tym, że polska młodzież brunatnieje, ostrożnie też mówi o religijności polskiej młodzieży. Jeśli już mówić o brunatnieniu, to jedynie na poziomie symbolicznym, ponieważ tylko taki zestaw symboli jest im dostępny. ”Lewica nie ma żadnej wyrazistej symboliki w stylu kultu powstania warszawskiego czy żołnierzy wyklętych. Symbole przywiązane do lewicowości zachodniej zostały u nas zdyskredytowane. Trudno sobie wyobrazić, że tak jak w Hiszpanii czy Włoszech ktoś by się posłużył znakiem sierpa czy młota. Nie ma symbolicznego pakietu alternatywnego wobec popnacjonalizmu”.(tamże).

Wbrew sugestiom Dziennikarki, prof. Szlendak nie wrzuca ani kultu Powstania Warszawskiego , ani zainteresowania żołnierzami wyklętymi do worka z brunatną młodzieżą. Jako socjolog konstatuje fakty. Te zaś nie są wcale łatwe do ustalenia. Słuchałem po Wielkanocy na naszych płockich Dniach Duszpasterskich ciekawego wykładu ks. prof. Krzysztofa Pawliny. Przedstawił on wnioski z badania 200 młodych katolików, wśród których byli uczniowie szkół średnich, studenci, a także ci, którzy podjęli już prace zawodową. Wydelegowali ich księża proboszczowie do pomocy w Światowych Dniach Młodzieży.

Na pewno nie jest to młodzież „brunatniejąca”. Naiwnością albo złymi intencjami kierują się ci wszyscy liberalni propagandyści, którzy oskarżają o to katolickie wychowanie. Z jednostkowych zdarzeń czyni się zarzut, wygodny do aktualnego ataku na taką czy inną politykę partyjną. W istocie młodzież jest bardzo różna. Prof. Szlendak twierdzi, że współcześni młodzi są swego rodzaju hybrydami, z jednej strony mają w pewnych sferach liberalne przekonania (obniża się np. ciągle wiek inicjacji seksualnej), z drugiej są krytyczni wobec wielokulturowości.

Potwierdzają to też kapłani katechizujący w szkołach średnich naszej diecezji: z Płocka, Raciąża, Płońska, Ciechanowa, Rypina, Makowa czy Strzegowa. Kiedy ich ostatnio pytałem, usłyszałem dość zróżnicowań opinie; jedni chwalą młodzież, inni potwierdzają opinię prof. Szlendaka czy ks. Pawliny. Młodzi okopują się w swoich wirtualnych ogródkach, przebywają na tych stronach, które lubią. Można wśród nich spotkać znudzonych życiem, zdolnych, choć marnujących swoje talenty, sprawnych profesjonalistów, ale bezradnych w sprawach życiowych, komunikujących się z całym światem, ale niezdolnych do kontaktu z samymi sobą, Często są to łowcy wrażeń, niezdolni do uchwycenia całości.

Takie dzieci Boże, ale także dzieci świata uczestniczą w katechizacji, walczy o nich Kościół, ale jeszcze skuteczniej konsumpcjonistyczny wolny rynek. Najbardziej wartościowi z nich, w tym także wrażliwi na patriotyzm i historię Polski, włączają się w przygotowanie Światowych Dni Młodzieży. Jak trudne to zadanie, wiedzą duszpasterze zaangażowani w to dzieło. Na szczęście pedagogika katolicka może zaoferować młodym ludziom chrześcijańskie ideały braterstwa, wiary, nadziei i miłosierdzia; troski o ojczyznę, ekologię i rodzinę.

Wartości te się nie zestarzały, nigdy nie będą zdyskredytowane, chodzi tylko o to, aby ludzie, którzy je głoszą, w tym rodzice i wychowawcy, byli autentycznymi świadkami. Nikt nie mówi, że jest to łatwe. Czasami można narazić się na pokusę, której uległ – moim zdaniem - ks. J. Międlar. Dobrze, że abp Stanisław Gądecki zabrał głos, szkoda natomiast, że tylu prawicowych publicystów z ironią odnosi się do decyzji przełożonych ks. Jacka.

Drogi Księże Jacku, nie daj się uwieść partyjnym pochlebcom. Jeśli jako duszpasterz wchodzisz do środowiska kibiców i zdecydowanych narodowców, co samo w sobie jest godne pochwały, to zanieś tam katechizm, nauczanie społeczne Kościoła, bullę <Misericordiae vultus> papieża Franciszka. Nie wykrzykuj ich haseł, ale spraw, by oni przejęli się ideałami „mocnego dobra”, jak to sformułował W. Wencel. Nie dawaj okazji, aby złośliwi dziennikarze pisali o brunatnieniu polskiej młodzieży.