Dziękuję Ci, Piotrze !

Powinienem napisać Księże Piotrze, ale przecież pamiętam Twoje pierwsze kroki w Seminarium, zdawane egzaminy, wszystkie rozmowy, także te o chorobach. O chorobach rozmawiałem z Tobą najczęściej, bowiem połowie Twojej formacji seminaryjnej towarzyszył ból. Najpierw tępy, niepojęty, nie wiadomo skąd przychodzący ból głowy, potem problemy z żołądkiem, aż do Twoich przyspieszonych święceń kapłańskich, o których pisałem w felietonie Boży uśmiech w cieniu krzyża.

Dziękuję Ci, Piotrze !

            Powinienem  napisać Księże  Piotrze, ale  przecież pamiętam  Twoje  pierwsze  kroki w Seminarium,  zdawane egzaminy, wszystkie rozmowy, także  te o chorobach. O chorobach  rozmawiałem z  Tobą najczęściej,  bowiem  połowie Twojej  formacji  seminaryjnej towarzyszył ból. Najpierw  tępy, niepojęty,  nie  wiadomo  skąd  przychodzący  ból głowy, potem problemy  z żołądkiem, aż  do  Twoich przyspieszonych święceń  kapłańskich, o których pisałem w  felietonie Boży uśmiech w cieniu krzyża.

           Dziś, w  dzień po Twoim pogrzebie, chcę  Ci podziękować. Przede  wszystkim za  pół roku  Twego kapłaństwa. Zaledwie pół roku, a przeglądam się  w nim jak w lustrze. Przypominam sobie mój  obrazek prymicyjny ze  słowami Herberta (Czuwaj, kiedy światło na górach daje  znak, wstań i idź, bądź  wierny, idź! ),  ale  przede  wszystkim  mojego kolegę  kursowego, ks. Ryszarda  Miłońskiego, który z  powodu  choroby nerek, był święcony  oddzielnie, w   kaplicy  seminaryjnej.  Jak Ty, był  dzielnym bohaterem  wiary.  Przeżył dwa  lata, jest pochowany na  cmentarzu parafialnym w  Różanie.  Ty spoczywasz  w Skępem.  Wierzę, że spotkacie  się w niebie.

            Wczoraj, podczas  pogrzebu  wpatrywałem  się  w   zdjęcie  zrobione podczas  Twoich święceń.  Nie  mogłem oderwać  wzroku od  Twoich oczu. Przecież  już  wtedy wiedziałeś, że jesteś  śmiertelnie  chory. A  w Twoich   dużych, niebieskich  oczach nawet przez  moment nie  zagościł lęk. Czasami, kiedy  cierpiałeś, gasł  uśmiech. Nie  zgasły nigdy Twoje  oczy. Dopiero po śmierci  zamknęli Ci je  najbliżsi. Dziękuję Ci,  Piotrze, za  światło Twojego  spojrzenia.

             Dziękuję  także  za to, że  podczas Twojej kilkumiesięcznej   drogi  krzyżowej     ani razu nie  słyszałem  skargi, żalu  czy  rozpaczy. A  przecież poddany  zostałeś  takiemu  cierpieniu, które  we  wszystkich  podręcznikach o  eutanazji, przywoływane  jest jak klasyczny przykład  bólu, który  ma  unicestwiać człowieczeństwo.  W Tobie nie tylko nie unicestwiał, ale  budował. Owszem, korzystałeś ze środków przeciwbólowych, ba  wiedziałeś  chyba  wszystko o ich  działaniu, ale  to  Ty byłeś panem swojego bólu. Do końca.

             Dziękuję  ci, Piotrze, za to, jak przemawiałeś.   Pamiętam Twoje  świadectwo podczas  rekolekcji  dla  chorych w płockiej katedrze. Teraz oglądam niezwykłe  nagranie  video  z    wieczoru  dziękczynienia  za kanonizację Jana Pawła II i Jana XXIII.  Twoja  twarz oświetlona  z jednej strony, obok jasna postać  Jana Pawła  II.  Pomiędzy Wami  migocący  płomień świecy. I  Twoja  gestykulująca  dłoń! Kto Cię  nauczył takich gestów? Tak wymownych,   dyskretnych,    dobitnych?

                Nikt też Ciebie, Piotrze, nie  uczył w  Seminarium  udzielania  wywiadów.  Tymczasem Twój  wywiad    w lokalnym wydaniu Gazety Wyborczej  słusznie  jest kopiowany, jako  Twoje dojrzale  przesłanie.   Nie  ma tam jednego słowa za  dużo,  jakże  celne za  to są syntezy na temat życia pozagrobowego,  posługi kapłańskiej, Bożego  Miłosierdzia.  Nic  dziwnego, że  przeprowadzająca  z Tobą  wywiad,   pani A. Dybiec, zapragnęła Cię  odnaleźć  w  szpitalu, na  trzy dni przed śmiercią. Ona  chyba pierwsza   wypowiedziała  też  słowa: santo  subito.  Dziękuję ci, Piotrze, za takie  świadectwo.

               W tej ostatniej sprawie będzie  tak, jak Bóg zechce. We  wspomnianym  wywiadzie opowiadałeś, że   wybierasz  się  na  film  Niebo istnieje… naprawdę.  Nie  wiem,  czy zdążyłeś. Co tam jednak film, życie jeszcze  raz okazało się  bogatsze. Pokazałeś, Kochany  Księże  Piotrze,  drogę  do nieba. Dziękuję  Ci za to, jak  szedłeś  ową  drogą;  z  klasą, pokornie,  pełen  wiary, nadziei i miłości.

4. 07. 2014.