Gdy Premier dziękuje za modlitwę

Odkąd św. Paweł napisał do Tymoteusza, aby zanoszono modlitwy za królów i za wszystkich sprawujących władzę (por. 1 Tym 2, 1), chrześcijanie starają się wypełniać ten obowiązek, także z tej racji, iż dobrzy rządcy umożliwiają życie ciche i spokojne.

Odkąd św. Paweł  napisał do  Tymoteusza, aby  zanoszono modlitwy za królów i za wszystkich sprawujących władzę (por. 1 Tym 2, 1), chrześcijanie starają się wypełniać ten obowiązek, także z tej racji, iż dobrzy rządcy umożliwiają  życie ciche i spokojne. Płynie więc przez wieki nieustanna modlitwa za królów, polityków, prezydentów, premierów, parlamentarzystów i samorządowców.

Jakąś formą potwierdzenia tej praktyki było zdanie odchodzącego do Brukseli premiera D. Tuska, który w czasie krótkiego pożegnania dodał zdanie: dziękuję także tym, którzy modlili się za mnie. Nie było w tym nadmiernej ostentacji, czego dowodem jest brak szerszej reakcji na to zdanie. Premier po prostu stwierdził fakt. Codziennie przecież odmawiam z Radiem Maryja modlitwę  ks. P. Skargi za rządzących. Wiele razy także podczas Mszy świętej w Modlitwie Powszechnej przywołujemy Bożej mocy i mądrości dla rządzących Polską, Europą, światem.

Nie wykluczam też, że Premier mógł  chcieć podziękować tym katolikom, świeckim i duchownym, którzy  prywatnie zapewniali o modlitwie w jego intencji, jego rodziny czy bliskich. Każdy, kto usłyszy takie słowa, niezależnie,  czy jest politykiem, biskupem lub  zwyczajnym chorym, na pewno ich nie  zlekceważy. Przyjmuje je ze wzruszeniem, często z najwyższą powagą i to niezależnie  od głębi osobistej wiary i związku z Kościołem.

Polityk, jak każdy człowiek, jest w stanie zrozumieć, że wraz z modlitwą otrzymuje szczególnie osobisty dar. Dar szczerej modlitwy oczyszcza intencje zarówno tego, który modlitwę ofiaruje, jak i skłania do namysłu tego,  za kogo się modlimy. Dlatego Kościół  był bliżej Ewangelii w sprawach politycznych, kiedy modlił się  za sprawujących władzę, niż wtedy, kiedy próbował w inny sposób  wpływać na rządzących. Modląc się za nich,  nie mogę pozostać na płaszczyźnie innej niż najszczerzej pojęta troska o dobro wspólne, za którą odpowiada  każda władza.

Oczywiście, moja modlitwa  za rządzących nie wyklucza prośby do Boga o ich nawrócenie i odwagę w tworzeniu prawa zgodnego z Dekalogiem. Głębia i sens chrześcijańskiej modlitwy okazują się nawet wtedy, kiedy rządzącymi są  ludzie deklarujący się jako przeciwnicy wartości chrześcijańskich. Modlitwa  staje się  bardziej żarliwa, przyjmuje formę prośby o nawrócenie. Piękne jest to, że broni modlącego  przed nienawiścią, raniącymi słowami, wprowadzaniem partyjnego języka do liturgii i kaznodziejstwa.

Nie można wykluczyć, że szczera modlitwa skłania wielu katolików do zastanowienia nad wielkim trudem władzy, skomplikowaniem jej mechanizmów, ryzykiem wyborów politycznych, nieprzewidywalnością zdarzeń, nie mówiąc o katastrofach i nieszczęściach, wobec których polityk nie może schować się za plecami innych. Modlitwa jest wtedy  nie tylko moim wsparciem dla kogoś, kto staje na czele, ale jest też formą współdziałania, solidarności, wolontariatu, szczerej wdzięczności.

Domyślam się, że uczciwi politycy za taką modlitwę są najbardziej wdzięczni. Przecież oni najlepiej wiedzą, jak chybotliwa jest łódź na której płyną, jak wiele zależy od przypadku, na który nie mają wpływu, jak muszą mierzyć się z zadaniami, które ich przerastają. Co piękniejszego można wtedy ofiarować człowiekowi, niż pokorna  solidarność w modlitwie?

To wszystko oczywiście  nie  oznacza, że modlący się za rządzących  katolik, nie może  krytykować konkretnych polityków, że musi popierać złe decyzje, że nie może aktywnie uczestniczyć w tworzeniu alternatywnego programu politycznego. Powinien umieć dyskutować, protestować, a jeśli nie można inaczej – stawiać bierny opór.  Oby tylko wcześniej się pomodlił, także za rywali politycznych.

Nie jest więc źle, gdy Premier dziękuje za modlitwę.

20. 09. 2014.