W ustach młodej dziewczyny słowo mamunia brzmiało jak melodia, jak uśmiech, jak szczebiot. Byliśmy młodzi, wszystko działo się w czasie teraźniejszym, który bardziej otwierał się ku przyszłości niż spoglądał w przeszłość.

W ustach młodej dziewczyny słowo mamunia brzmiało jak melodia, jak uśmiech, jak szczebiot. Byliśmy młodzi, wszystko działo się w czasie teraźniejszym, który bardziej otwierał się ku przyszłości niż spoglądał w przeszłość. A jednak słowo mamunia mnie zaciekawiło. W moim domu mówiło się mamusiu, czasami mamo. Lucyna, młoda studentka polonistyki KUL, zawsze mówiła nasza Mamunia.

Dzisiaj Lucyna jest karmelitanką w Betlejem i razem ze swoim bratem, ks. prof. H. Seweryniakiem, opublikowali książkę – właśnie pod tytułem Mamunia, w której spisali wspomnienia swojej Mamy, pani Ireny Seweryniak, obchodzącej jubileusz dziewięćdziesięciolecia urodzin. Książka jest nie tylko pocałunkiem, który składają na dłoniach Mamy z okazji Jubileuszu. Wyczarowuje również to, czego już nie ma, co zabrała wojna, czas, słabnąca pamięć czy blaknące oczy.

Opowiadanie sprawia, że wszystko odżywa. I piaszczysta droga przez wieś – ile miała kolorów - i szarwarki, i stróże pełniący wartę nocną, i bale wiejskie, na których przygrywał – koniecznie na akordeonie - pan Kazimierz Radecki, i zbieranie kartofli, i żniwa, które rozpoczynało się zawsze w dzień Matki Bożej, i puste noce, gdy rodzina i sąsiedzi gromadzili się w dużym pokoju przy trumnie zmarłego, i tabory cygańskie ciągnące przez Budy Kozickie, i żebracy grający na skrzypcach pod oknami gospodarzy, i korowody weselne, i konie ciągnące dwukółki, zwane biedkami.

Najczulsze wspomnienia dotyczą szkoły małej Ireny. Pamięta czteroklasową szkołę w Budach, wraz z ukochanymi nauczycielkami, paniami Machowską i Dzięgielewską, potem szkołę w Solcu, gdzie nauczycielka mariawitka uczyła dziewczynki haftu i robienia firan, wreszcie naukę krawiectwa u pani Bugdałowej. Już wtedy miłość do książki stopiła się z wrodzoną wrażliwością i konkretnymi umiejętnościami młodej dziewczyny. Pozwoliło Jej to nie tylko być sołtysem, mieć swoje zdanie, ale zaszczepić miłość do książki swoim dzieciom. Po latach córka Karmelitanka wspomina Mamunię jako czytającą wieczorami, czasami po obiedzie (…) Ona czytała, a ja leżałam przyklejona do niej, wciśnięta pod gazetę lub książkę.

Jako księdza najbardziej poruszyła mnie opowieść o rodzeniu się powołania kapłańskiego i zakonnego dwojga z trójki dzieci. Okazuje się, że świadomie wymodliła powołanie kapłańskie dla syna Henryka. Kiedy później usłyszała, że Córka wstępuje do Karmelitanek, pewnie nie było Jej łatwo. Pamiętam nasze podróże do Dysa w tamtych latach. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Płocka, w głosie Mamuni słychać było nutę żalu. Kiedy wracaliśmy z Dysa, z entuzjazmem opowiadała o klasztorze, ciszy kaplicy, welonach sióstr, swetrach i ciepłych skarpetkach dla Lucyny.

Droga Pani Ireno, Czcigodna Jubilatko! Dziękuję za wspólne podróże czerwonym, starym golfem, za mądre słowa, różańce odmawiane po drodze do Lublina. I za to, że tak Pani wychowała dzieci, iż zatytułowali swoją książkę czułym słowem Mamunia. Miłosz napisał wiersz „Dar”, który Pani dedykuję:

Dzień taki szczęśliwy.

Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.

Kolibry przystawały pod kwiatem kapryfolium.

Nie było na ziemi rzeczy, które chciałbym mieć.

Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.

Co przydarzyło się złego, zapomniałem.

Nie wstydziłem się myśleć, że byłem, kim jestem.

Nie czułem w ciele żadnego bólu.

Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.

29. 08. 2014.