Nie potępiajcie i nie przepraszajcie w cudzym imieniu. Po dyskusji o in vitro

Sierpniowe upały w Polsce rozhuśtały emocje polskich katolików, zarówno tych, którzy czujnie czekają na każdą okazję, aby się zgorszyć odstępstwem braci od nauki katolickiej, oczywiście oburzyć, zamanifestować oburzenie, a ostatnio także potępić. Upały nie pomogły także tym z przeciwnego obozu, którzy są wrażliwi na najmniejsze niezadowolenie postępowych elit. Ci ochoczo biją się w nieswoje piersi, przepraszają w imieniu owych gniewliwych, zgorszonych, potępiających. Koło się zamyka, krańcowości się stykają.

Sierpniowe upały w Polsce rozhuśtały emocje polskich katolików, zarówno tych, którzy czujnie czekają na każdą okazję, aby się zgorszyć odstępstwem braci od nauki katolickiej, oczywiście oburzyć, zamanifestować oburzenie, a ostatnio także potępić. Upały nie pomogły także tym z przeciwnego obozu, którzy są wrażliwi na najmniejsze niezadowolenie postępowych elit. Ci ochoczo biją się w nieswoje piersi, przepraszają w imieniu owych gniewliwych, zgorszonych, potępiających. Koło się zamyka, krańcowości się stykają.

To co się ostatnio wydarzyło w związku z dyskusją na temat udzielania Komunii św. politykom, głosujących za nieszczęsną ustawą o in vitro, nie jest pierwszym sporem w Kościele w Polsce po 1989 r. Nie bagatelizowałbym tego sporu, tym bardziej, że angażuje on Episkopat, którego autorytet był i jest bezcenną wartością dla większości polskich katolików. To nie przypadek, że ateiści, antyklerykałowie, racjonaliści wszelkiej maści systematycznie i z premedytacją dezawuują polskich biskupów, nie oszczędzając nawet Jana Pawła II. Dzielą biskupów na postępowych i zacofanych, definiują według subiektywnych odczuć religijnych, czasami tak prymitywnych, że aż żenujących.

Nie wolno lekceważyć tej systematycznej pracy, tym bardziej nie wypada jej ułatwiać poprzez spory czy bylejakość naszych postaw. Przewrotność walki z Kościołem polega na tym, że czasami ocenia się go jedynie z socjologicznie uproszczonej perspektywy laicyzacyjnej czy sekularyzacyjnej. Wielu katolików uodporniło się na taką krytykę i ją lekceważy. Ale przecież istnieje i inna taktyka. Czasami nasi krytycy sięgają do istoty Ewangelii, pokazują naszą niekonsekwencję, oburzają na grzech. Chętnie dopuszczają do głosu katolików, którzy łatwo się gorszą postawą swoich braci. Co więcej, zaczynają mówić o swoich współbraciach tak, jak oczekują tego nieżyczliwi Kościołowi władcy tego świata. Dlaczego tak wielu wierzy, że krytykując braci na tych areopagach, reformuje Kościół?

Ci, którzy łatwo się gorszą i szybko potępiają, także mają swoich wcale niekościelnych promotorów. Zachowują się podobnie jak pierwsi, tylko à rebours. Wspólne obu gniewliwym grupom jest nie tylko chodzenie po ekstremach. I tym i tym wydaje się, że są solą ziemi, bronią obiektywnej prawdy, nie są letni. Autentycznie przecież naśladują Jezusa, z tym że jedni myślą o Panu Jezusie, wypędzającym kupców ze świątyni - to ci oburzeni i zgorszeni. Drudzy myślą o Jezusie Miłosiernym, przebaczającym jawnogrzesznicy, Szymonowi, celnikom, a w końcu i łotrowi. W ten to sposób upraszcza się prawdę Ewangelii, ocierając o granice fundamentalizmu, obojętnie czy nazwiemy go postępowym czy konserwatywnym.

Czy w takiej sytuacji jest szansa, abyśmy nauczyli się czegoś z ostatniego sporu? Jakkolwiek ma dużo racji M. Zając, pisząc w ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego (2015, nr 32), że w bitwie o in vitro w Polsce przegrali wszyscy, to jednak z tego krajobrazu po klęsce trzeba się czegoś nauczyć. Osobiście czytam po raz kolejny punkt czwarty Oświadczenia ks. abpa A. Dzięgi, w którym mowa jest o tym, że odmówienie komukolwiek Komunii Świętej jest sprawą niezwykle delikatną. Ostatecznie nikt z zewnątrz, nawet najwybitniejszy prawnik, nie wie, „czy dana osoba nie była wcześniej u spowiedzi i nie uzyskała rozgrzeszenia z tego grzechu”.

Zastanawiam się więc, jak bym spowiadał polityka, który by przyszedł do mnie z takim grzechem. Przecież nie mógłbym pominąć jego dyspozycji, a więc rachunku sumienia, żalu za grzechy i mocnego postanowienia poprawy. Bez jasności w tych punktach, nie mógłbym mu udzielić rozgrzeszenia, co wiązałoby się z niemożliwością przystępowania do Komunii św. Tutaj też rozstrzygnąłbym w jakiej formie ma nastąpić ewentualne naprawienie zgorszenia, o którym tak chętnie mówią zwolennicy publicznego kajania się polityków katolickich. Ciekawe jest, że nie są już tak wrażliwi na inne publiczne grzechy, po których wyznaniu na spowiedzi ludzie przystępują do Komunii św., a księża chętnie jej udzielają.

Ważna w spowiedzi polityka chrześcijańskiego byłaby też deklaracja nie tylko o jego osobistym stosunku do in vitro, ale i o tym, kiedy i co zrobił, aby poprzeć propozycje rozwiązań ograniczających szkodliwości ustaw regulujących in vitro. Z moralnego punktu widzenia nie można zamknąć oczu na te lata, w których w tej dziedzinie w Polsce panowało prawo dżungli. W ogóle przy ocenie postawy katolickiego polityka, który uczestniczył w uchwalaniu takiej czy innej ustawy regulującej praktykę in vitro, uwzględniałbym Apel Prezydium Konferencji Episkopatu Polski z 31 marca 2015. r. Zostały tam jasno wyłożone granice konsensusu przy ustalaniu kontrowersyjnej ustawy. Szkoda, że obie ekstremalne grupy, spierające się na temat Komunii św. polityków, tak rzadko wspominają ten dokument.

Reasumując, w sporze o in vitro zaufałbym spowiednikom i katolickiemu sumieniu polityków. Ich sumienia trzeba formować zgodnie z obiektywną prawdą moralną, co w sposób godny podziwu czynili polscy biskupi, zwłaszcza Przewodniczący Episkopatu Polski. Trzeba też jasno powiedzieć, iż to, że katoliccy politycy pozwolili sobie narzucić partyjną dyscyplinę w głosowaniu nad tą ustawą, jest skandalem. Dziwię się, ż politycy liberalni, którzy mają usta pełne wolnościowych haseł, tak nisko cenią sobie wolność własnego sumienia. Na spowiedzi zapytałbym takiego polityka o wolność sumienia i prawość jego decyzji.

W sumie, decydująca jest rola spowiedników, do których wcześniej czy później trafi przecież każdy, kto chce godnie przyjmować Pana Jezusa. Bardziej subtelnej i skutecznej instancji niż sakrament pokuty nie znajdziemy. Uczmy księży dobrze spowiadać i konsekwentnie kształtujmy sumienia polityków, przypominając im naukę Kościoła. Każdy, kto chciałby uzupełniać spowiedź w tej materii jakąś formą przypominania publicznego przed Mszą świętą, czy tym bardziej omijać pragnącego przyjąć Komunię św. polityka, nie uwzględnia owej delikatności materii, o której czytamy w Oświadczeniu. W istocie przecież chodzi o ludzkie sumienie i moc sakramentu pokuty, w którym kapłan jest i sędzią, i lekarzem, i sługą miłosierdzia.