O matce chorego dziecka i dwóch profesorach medycyny

Często myślę o tej nieszczęśliwej matce, która nie mogąc zajść w ciążę, podjęła dramatyczną decyzję o zapłodnieniu in vitro. W czasie ciąży dowiedziała się, że jej dziecko jest chore.

Często myślę o tej nieszczęśliwej matce, która nie mogąc zajść w ciążę, podjęła dramatyczną decyzję o zapłodnieniu in vitro. W czasie ciąży dowiedziała się, że jej dziecko jest chore. Trafiła do Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie, przy ul. Madalińskiego, gdzie pracuje lekarz, opiekujący się matką w ciąży. W międzyczasie robiono jej badania w Instytucie Matki i Dziecka. Kiedy zażądała usunięcia ciąży, nie było jeszcze wyników z Instytutu, a lekarz powołał się na klauzulę sumienia.

Tyle wiem z prasy, która – przynajmniej jej część liberalna – od samego początku poluje na prof. B. Chazana, pierwszego profesora medycyny, o którym głośno także z tej racji, że przyznaje się otwarcie do wiary katolickiej. Jest dyrektorem Szpitala Świętej Rodziny. Zarzuca się mu, że nie wskazał pacjentce innego lekarza, który by dokonał na czas aborcji. Zmusza go do tego dyskusyjny art. 39 Ustawy o wykonywaniu zawodu lekarza i lekarza dentysty, ostatnio zresztą zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego. Warto też pamiętać, że to profesor B. Chazan przyjął kobietę do szpitala, nie ukrywał przed nią, że jej dziecko jest ciężko chore, obiecał pomoc matce i dziecku. Nie zgodził się tylko - do czego ma prawo - na udział w zabijaniu chorego dziecka.

W historii tej pojawia się i drugi lekarz, także profesor medycyny, Romuald Dębski, szef Kliniki Ginekologii i Położnictwa Szpitala Bielańskiego. Tam trafia ostatecznie ciężarna kobieta. Jej ciążę – jak mówi - skończył w 35. tygodniu cięciem cesarskim. W telewizji i prasie oburza się na prof. Chazana za to, że nie skończył ciąży w 20. tygodniu, bo pacjentka mogłaby po miesiącu próbować zajść w kolejną ciążę, a tak będzie mogła to uczynić dopiero za rok.

Ten drugi Profesor, ze Szpitala Bielańskiego, gotów jest publikować zdjęcie chorego dziecka. Chciałby pokazać, jakie życie ratuje prof. Chazan, wtedy nie byłby świętym Chazanem. Kiedy dziennikarze nie chcą pokazać zdjęcia, Profesor chętnie opisuje: dziecko nie ma połowy głowy, mózg ma na wierzchu, wiszącą gałkę oczną i rozszczep całej twarzy.

Nie wiem, czy ten Profesor ma zgodę matki na to, co mówi. Bardzo wątpię, skoro cały czas - jak podaje prasa – matka jest przy dziecku i nie zgadza się na to, aby podać płeć dziecka. Profesor zresztą raz mówi o dziecku, raz o życiu, a dziennikarz, który streszcza jego wypowiedź, słowo dziecko umieszcza w cudzysłowie.

Na oczach całej Polski rozgrywa się dramat nie tylko nieszczęśliwej matki chorego dziecka. Jak na dłoni widać różnicę w kulturze mówienia o matce i dziecku, wreszcie w pomocy jej i jemu. Ta nieszczęśliwa matka, chcąc ratować swoje dziecko, szukała jednak pomocy u prof. Chazana, a nie u prof. Dębskiego. U tego drugiego można było skończyć ciążę w 20. tygodniu. Jej - jak się domyślam - nie to chodziło. To, że po cesarskim cięciu cały czas była przy dziecku, mówi samo za siebie.

Modląc się za nią, proszę aby zrozumiała prof. Chazana. To on nie miał wątpliwości, że od początku nosi w łonie dziecko. Nie tylko nie mógł zabić dziecka, ale także uczestniczyć w zabójstwie poprzez udział w tzw. grzechu cudzym. Katolicka teologia moralna wylicza aż dziewięć ich rodzajów: rozkaz, rada, zgoda, pochlebstwo, służenie ochroną, współdziałanie, ciche przypatrywanie się, nie przeszkadzanie, nie ujawnianie.

Przypominam te grzechy, bo nawet profesorom medycyny, a i etyki, zdarza się o nich zapominać. Niestety, zupełnie zapomniała o nich pani Prezydent Warszawy, która wczoraj zapowiedziała zwolnienie prof. Chazana. Powołuje się na swój urzędniczy obowiązek. O ile podziwiam prof. Chazana, bardzo się rozczarowałem postawą Pani Prezydent.