O spowiedzi furtkowej (4)

Dociekliwość rozsądnych egzorcystów, związana w pierwszym rzędzie z odróżnianiem choroby psychicznej lub niewyjaśnionych dotychczas zdolności ludzkich od działania szatana, powinna pomagać również spowiednikom zasiadającym w konfesjonale.

Dociekliwość rozsądnych egzorcystów, związana w pierwszym rzędzie z odróżnianiem choroby psychicznej lub niewyjaśnionych dotychczas zdolności ludzkich od działania szatana, powinna pomagać również spowiednikom zasiadającym w konfesjonale. Spowiedź, którą poprzedzi rachunek sumienia prawdziwego i prawego nie tylko uwalnia od skutków grzechu, ale uzdalnia wolę człowieka do przeciwstawienia się mocy Złego. Im lepsza spowiedź, w której sumienie precyzyjnie odróżnia grzech od popularnych przekonań, im większa świadomość różnicy między zdrowym i chorym poczuciem winy, tym mniej furtek, przez które może oddziaływać szatan.

W tym kontekście dyskusja o spowiedzi furtkowej nie może pomijać podstawowego kształtu duchowości, w której przypadło nam żyć. Trzeba wręcz pytać, czy niektórzy, szukający dodatkowego uwolnienia od szatana, tuż po spowiedzi, nie czynią tego z powodu duchowości zbyt egotycznej, skoncentrowanej raczej na technikach uwalniania niż na wolnym otwarciu się ku transcendentalnemu Bogu. Ojcowie Kościoła występując przeciwko gnozie, zawsze twierdzili, że materia stworzona przez Boga nie jest zła, a źródłem łaski jest Duch Święty. Łaskę trzeba wyprosić, a nie zdobyć poprzez takie czy inne techniki. Oświecenie duszy jest darem Boga, a nie własnością duszy.

Konsekwentnie też doświadczenia bólu, smutku czy pustki nie można traktować jako zwiastuna złych mocy. W Liście o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej czytamy: „W życiu modlącego się człowieka przychodzą (…) chwile, w których czuje się on opuszczony i zagubiony, gdy mimo wszelkich starań wcale nie <czuje> obecności Boga. Niech pamięta wtedy, ze tego rodzaju próby nikomu, kto traktuje poważnie modlitwę, nie są oszczędzone. Nie należy jednak tego doświadczenia, wspólnego wszystkim modlącym się chrześcijanom, uważać za mistyczną <ciemną noc>”.(Orationis formans, n.30).

Przykładem – jednym z wielu wśród świętych – była Matka Teresa z Kalkuty. Po przeczytaniu jej listów, ogarnął mnie podziw wobec heroizmu duchowego Kobiety, mającej taki udział w opuszczeniu przeżytym przez Chrystusa na krzyżu. Jak niewiele potrzeba, aby - zwłaszcza za podszeptem szatana – przeżywanie opuszczenia z Chrystusem przerodziło się w egotyczny żal z powodu opuszczenia przez Chrystusa. Jakże łatwo w takim stanie zapomnieć nie tylko o oczyszczeniu z własnych grzechów, ale tak się <zamknąć w sobie>, że wytworzona w duszy próżnia może wessać byle co.

Słusznie więc autorzy cytowanego wyżej Listu zwracają uwagę na ostrożność w ocenianiu metod psychofizyczno-cielesnych innych religii. O ile chrześcijański Wschód potrafił docenić symbolizm religijny określonych postaw ciała, podstawowych funkcji życiowych (oddychanie, bicie serca), to dzisiaj nie wszyscy są w stanie przejść od znaku materialnego do poszukiwania rzeczywistości duchowej (por. tamże, nr 27).

Proszę zwrócić uwagę, że nie tyle straszy się tu jakąś furtką, ile podkreśla redukcjonizm duchowości opartej na niewłaściwych metodach:: „Niektóre ćwiczenia fizyczne automatycznie wywołują wrażenia spokoju i odprężenia, uczucia błogości, a nawet światła i ciepła, przypominając radości duchowe. Branie ich za autentyczne pociechy Ducha Świętego oznaczałoby całkowicie błędne pojmowanie drogi duchowej. Nadawanie im znaczeń symbolicznych, typowych dla doświadczenia mistycznego, gdy nie odpowiada im postawa moralna zainteresowanego, ujawniałoby pewien rodzaj schizofrenii umysłowej, która może prowadzić nawet do zaburzeń psychicznych, a niekiedy do odchyleń moralnych” (tamże, nr 28).

Mam nadzieje, że egzorcyści katoliccy potrafią odróżnić takie zaburzenie od opętania. Wszystkim mającym z tym kłopoty, przydałyby się więcej interdyscyplinarnych opracowań na temat technik i metod wschodnich praktyk medytacji (hinduizm, buddyzm, zen, medytacja transcendentalna, joga). Potrzeba też więcej cierpliwości i otwartej dyskusji na kanwie Kulowskiej Komisji Teologicznej w sprawie tzw. spowiedzi furtkowej. Szczerze się dziwię, dlaczego teologowie życia duchowego w Polsce nie robią przynajmniej dwóch sesji naukowych w ciągu roku na te tematy.

Z punktu widzenia teologa moralisty zaproponowałbym następującą tezę: „Jeśli miłości Boga, będącej jedynym przedmiotem kontemplacji chrześcijańskiej, nie można osiągnąć za pomocą jakiejkolwiek metody czy techniki” [ Orationis formans, n. 31), to tym bardziej jakakolwiek technika czy metoda – przy zachowaniu chrześcijańskiej tożsamości religijnej i osobowej - nie jest w stanie otworzyć furtki szatanowi.

23. 04. 2015.